Już od kilku lat Żyła jest wśród najbardziej rozpoznawalnych polskich sportowców - kojarzą go nawet ci, którzy na co dzień nie śledzą rywalizacji w skokach narciarskich. Jego popularność związana była jednak nie tyle z sukcesami sportowymi, co z rozmaitymi powiedzonkami i naturalnością, której nie próbował na siłę kryć podczas wywiadów. Żyła potrafił odpowiedzieć na pytanie reportera krótkim "No!", po którym wybuchał zaraźliwym śmiechem, zdarzyło mu się również wypowiedzieć słynne słowa o pozycji najazdowej, którą opisał jako "garbik, fajeczka i poleciało".
Do skoczka z Wisły przylepiła się łatka śmieszka, zawodniczka z potencjałem, ale wiecznie niespełnionego na naprawdę wielkich imprezach, za to lubującego się w żartach. Nie brakowało kibiców, których maniera Żyły wręcz irytowała i określali ją błazenadą, nie widząc w jego sposobie wypowiadania wrodzonej naturalności ani nie wiedząc, że poza kamerami, w spokojnej rozmowie, skoczek umie ciekawie i spokojnie wyjaśniać zawiłości swojej dyscypliny.
Nie znaczy to, że Żyła sukcesów dotąd nie miał. Dwa razy był w składzie reprezentacji Polski, która zdobywała brązowe medale w drużynowych konkursach mistrzostw świata, ponadto dwa razy stawał na podium Pucharu Świata. W sezonie 2012/2013 wygrał w świątyni narciarstwa w Holmenkollen, co jest dla każdego skoczka osiągnięciem ogromnym. Ten wynik z jednej strony bardzo cieszył, ale z drugiej pokazywał, że Żyła nadal nie umie w pełni wyzwolić swojego potencjału, jakże przecież dużego i pozwalającego nawet na wygrywane. Swoistym przekleństwem skoczka były jednak wspomniany "garbik i fajeczka", czyli kuriozalna pozycja najazdowa, niepodobna do niczyjej innej.
Żyła sam wpadł na nietypowe ustawienie ciała na dojeździe i następnie bronił go z uporem godnym lepszej sprawy. Nie pomagały krajowe autorytety z Adamem Małyszem na czele, niczego nie był w stanie zdziałać trener Łukasz Kruczek, bo skoczek święcie wierzył w moc swojego pomysłu, który szybko przestał mu dawać dobre wyniki. Sportową karierę Żyły uratowało zatrudnienie Stefana Horngachera jako nowego szkoleniowca kadry. Austriak kazał mu zapomnieć o swojej pozycji najazdowej stawiając mu ultimatum, jakiego dotąd nikt nie potrafił mu postawić: albo rezygnujesz z "garbika" albo wypadasz z kadry.
ZOBACZ WIDEO: Piotr Żyła: to zasługa Kota. Odstąpił mi paprykę!
{"id":"","title":""}
Latem Żyła męczył się na skoczniach. Lądował bardzo blisko, nie umiał się przestawić, ale gdy w końcu przyzwyczaił się do nowej pozycji, to natychmiast, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego możliwości poszybowały w górę. Barometrem formy Polaków przed Turniejem Czterech Skoczni były mistrzostwa kraju na Wielkiej Krokwi - tam Żyła był najlepszy i był to triumf zasłużony.
Podczas rywalizacji w Turnieju rozkręcał się stopniowo i gonił czołówkę, będąc w cieniu Stocha. Imponował solidnością i nie zdarzały mu się wpadki takie, jakie notowali groźni rywale. To wszystko złożyło się na sensacyjne drugie miejsce w klasyfikacji końcowej imprezy, ale Żyła stanął na podium także w ostatnim konkursie w Bischofshofen, jak gdyby chciał pokazać, że nie wypada zajmować tak dobrej pozycji w ogólnej tabeli bez chociaż jednego miejsca w najlepszej trójce podczas pojedynczych zawodów.
Blisko 30-letni skoczek rozkręca się z konkursu na konkursu. Podczas Turnieju Czterech Skoczni widać było, jak rosną jego możliwości. Na kilka tygodni przed mistrzostwami świata Żyła dołącza nagle do grona tych narciarzy, którzy mogą w Lahti walczyć o medale.
napisz cos czego nie wiemy..cepie..
i hipokryto..go Zyla, go Zyla.. jak zawodnik jest w formie to moze robic cuda..nie trenowales nigdy pismaku niczego to nie znasz sie po prostu..czyli do garow moze lepiej idz. Czytaj całość