Życie przerosło oczekiwania. Horngacher i Małysz wymarzonym duetem dla polskich skoków narciarskich

PAP / Grzegorz Momot
PAP / Grzegorz Momot

Postawienie na Stefana Horngachera w roli trenera reprezentacji skoczków i na Adama Małysza w roli dyrektora związku okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie ma wątpliwości, że ten duet to najlepsze, co mogło spotkać polskie skoki narciarskie.

Wszyscy liczyli, że Stefan Horngacher i Adam Małysz wspólnymi siłami zdołają poprawić wyniki polskich skoczków narciarskich, ale chyba nikt nie spodziewał się, że efekty przyjdą tak szybko i będą aż tak dobre.

- Aż takich wyników i to już w pierwszej części sezonu faktycznie się nie spodziewałem - powiedział nam prezes PZN Apoloniusz Tajner w krótkiej rozmowie podczas ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen.

- Kiedy Łukasz Kruczek podjął decyzję o zakończeniu pracy z kadrą, od początku braliśmy pod uwagę tylko dwóch trenerów, którzy mogliby go zastąpić. To Słoweniec Vasja Bajc i Stefan Horngacher. Postawiliśmy na tego drugiego, bo w przeszłości mieliśmy już okazję z nim współpracować, kiedy prowadził kadrę B - dodał Tajner.

Polscy zawodnicy przyjęli nowego trenera z wielkim entuzjazmem, od początku zachwycając się jego metodami treningowymi. Dobre wyniki przyszły zaskakująco szybko. Maciej Kot zwyciężył Letnią Grand Prix, wygrywając aż pięć z sześciu konkursów, w których startował. Kamil Stoch w klasyfikacji generalnej cyklu zajął wysokie trzecie miejsce.

Co najważniejsze, formę zawodników udało przenieść się na sezon zimowy. W Klingenthal Polacy wygrali konkurs drużynowy, w Lillehammer zwyciężył Kamil Stoch, za którym na drugim miejscu podium znalazł się Maciej Kot.

Prawdziwą petardą okazał się występ Polaków w Turnieju Czterech Skoczni - w najbardziej prestiżowym turnieju Pucharu Świata wygrał Stoch, drugie miejsce zajął Piotr Żyła, a czwarte - Kot. Dzięki tym wynikom Polska jest liderem w klasyfikacji Pucharu Narodów.

Zobacz wideo: Kamil Stoch: moja kariera nie zawsze była usłana różami

Zdaniem Macieja Kota takie wyniki to wielka zasługa Stefana Horngachera.

- Trener scalił drużynę, a w poprzednich latach trochę tego brakowało. Od początku tego sezonu atmosfera jest naprawdę bardzo dobra. Każdemu w takich warunkach skacze się łatwiej. Każdy z nas potwierdzi, że kiedy na górze skoczni jest kilku reprezentantów Polski, to od razu można poczuć się raźniej. Wtedy lepiej się skacze. A kiedy wchodzi się do szatni, gdzie jest dużo humoru, to praca przynosi jeszcze lepsze rezultaty - wyjaśnia.

W podobnym tonie wypowiada się Kamil Stoch.

- Myślę, że trener Stefan Horngacher już dziś jest jednym z najlepszych trenerów na świecie. Podobnie jak nasza drużyna - stała się jedną z najlepszych na świecie. Czuję się dumny, że jestem jej częścią - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.

Zawodnicy podkreślają, że Austriak jest nie tylko dobrym trenerem, ale i znakomitym psychologiem.

- Horngacher jest otwarty na dyskusję, ale przede wszystkim umie dotrzeć do zawodnika. Nie można powiedzieć, że jest dyktatorem, ale jeżeli jest przekonany, że coś jest dla nas dobre, to ma to być zrobione. Jak ktoś ma wątpliwości, to trener przedstawi mu swoje racje i wyjaśni, co i jak. Trener chce mieć też informację z drugiej strony. Chce wiedzieć, jak to wszystko postrzegamy i odczuwamy. To dla nas bardzo ważne - mówi Maciej Kot na łamach WP SportoweFakty.

- Osobiście nie miałem większych problemów, żeby złapać nowy pomysł na skok, ale byli zawodnicy tacy, jak Piotrek Żyła, który musiał zmienić pozycję dojazdową. Ona była dość specyficzna i znalezienie kompromisu wiązało się z długimi rozmowami. Z miesiąca na miesiąc wyglądało to coraz lepiej - ocenia.

Obecnie Żyła nie ma wątpliwości, że to właśnie zmiana pozycji dojazdowej pomogła mu osiągnąć życiowy poziom i odnieść największy jak dotąd sukces w karierze - drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni.

- To była ciężka praca. Na początku się denerwowałem, ale trener Stefan Horngacher nauczył mnie cierpliwości. To było dla mnie trudne przeżycie, bo miałem wypracowaną swoją pozycję i ciężko było mi coś zmienić. Praktycznie uczyłem się skoków na nowo. W pewnym momencie nie wiedziałem, że skoki mają tak wyglądać - wyjaśnia niespełna 30-letni skoczek.

- Przez całe lato uczyłem się, pracowałem nad swoją pozycją i dziś nie mam z nią problemów. W poprzednich latach moje skoki były mało stabilne ze względu na to, że zmieniałem pozycje i było ich kilka - nie ma wątpliwości.

Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner nie obawia się, że - w związku ze świetnymi wynikami naszych skoczków Austriacy będą próbowali "podkraść" nam swojego rodaka i powierzyć mu prowadzenie ich kadry.

- Nie sądzę, żeby tak się stało. Mogli to zrobić wcześniej. My wyciągnęliśmy do niego rękę w czasie, kiedy czuł się już trochę wyeksploatowany po ośmiu latach pracy z Niemcami. Tracił tam motywację, a tu na nowo ją odzyskał. Sukcesami z polską kadrą na pewno otworzy sobie inne drogi na przyszłość, ale do igrzysk olimpijskich w Pjongczang na pewno nas nie opuści - przekonuje Apoloniusz Tajner.

Prezes PZN nie ma wątpliwości, że dobre wyniki są efektem wielu zmian wprowadzonych przez Stefana Horngachera.

- To jemu udało się uwolnić duży potencjał naszych zawodników. To on wprowadził zmiany w treningu motorycznym, wniósł dobrą atmosferę i stworzył nowe zasady, dzięki którym w grupie zapanowała dyscyplina. Generalnie scalił zespół. Sprawił, że chłopcy zaczęli się wspierać. A wcześniej tak nie było. Było zupełnie inaczej - opowiada Tajner, dodając, że od początku uważał, że Horngacher będzie świetnie pasował do polskiej ekipy.

Zobacz wideo: Piotr Żyła zdradza, jak szalał z Adamem Małyszem na weselach

W tym miejscu nie można zapominać o Adamie Małyszu, który przed rozpoczęciem sezonu zimowego dołączył do PZN w roli dyrektora koordynatora ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej. Skoczkowie otwarcie przyznają, że ich utytułowany kolega chętnie im pomaga, udzielając licznych wskazówek.

- Chętnie z tego korzystamy, bo Adam jest prawdziwą skarbnicą wiedzy i doświadczenia. Trzeba od niego czerpać. Nie ma w Polsce drugiego zawodnika, który miałby na koncie tyle sukcesów. Zawsze jest pomocny i zawsze można z nim pogadać. Jeździ z nami na obozy, jest blisko i wie, jak to wszystko wygląda - mówi nam Maciej Kot.

I choć głównym zadaniem Małysza jest pośrednictwo między grupami szkoleniowymi a Polskim Związkiem Narciarskim, to tak naprawdę w kadrze jest dziś prawdziwym człowiekiem - orkiestrą.

Podczas Turnieju Czterech Skoczni pomagał zawodnikom nosić narty, opiekował się poobijanym po upadku Kamilem Stochem, a po zwycięskim konkursie w Bischofshofen pomagał mu wyrwać się z rąk rozentuzjazmowanych kibiców i - na prośbę organizatorów - zaprowadził go na konferencję prasową.

Adam Małysz cieszy się, że zdecydował się na powrót do skoków i pracę w Polskim Związku Narciarskim. Uważa też, że - choć jest dopiero początek stycznia - trener Stefan Horngacher może wkrótce zostać poważnym kandydatem do tytułu Trenera Roku.

- Taki tytuł mu się należy. Spójrzmy na jego pracę i na to, w jak krótkim czasie umiał przywrócić wiarę zawodników w sukcesy. Oczywiście, mamy znakomitych skoczków, którzy ułatwili mu zadanie, ale trzeba było w nich to wszystko obudzić - wyjaśnia Adam Małysz w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Przyszedł Stefan Horngacher. Mnie też namówili, żebym przyszedł do PZN. I pojawiły się sukcesy. Niezmiernie się z tego cieszę - dodaje.

I ma powody do wielkiej satysfakcji. Sam od początku był wielkim orędownikiem wyboru Austriaka na stanowisko trenera naszej reprezentacji. Jego zdanie z pewnością miało ogromne znaczenie dla prezesa Apoloniusza Tajnera.

- Odbudowujemy zainteresowanie skokami narciarskimi w Polsce. Od początku sezonu rośnie oglądalność zawodów w telewizji. Nasi zawodnicy skaczą dobrze, a ludzie chcą to oglądać. Tego najbardziej nam brakowało i tego od nich oczekiwaliśmy. I to już jest - cieszy się prezes PZN.

[b]Michał Bugno

Autor na Twitterze:

[/b]

Źródło artykułu: