45 lat od życiowego sukcesu Wojciecha Fortuny. "To nie tak, że coś mi się udało"

11 lutego 1972 rok Polskę obiegła sensacyjna wiadomość. Wojciech Fortuna został mistrzem olimpijskim w Sapporo. - Nie ma dnia, kiedy nie wracałbym myślami do wydarzeń w Japonii - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty Wojciech Fortuna.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Wojciech Fortuna PAP / Na zdjęciu: Wojciech Fortuna
Wojciech Fortuna pojechał do Sapporo bez wcześniejszych sukcesów na arenie międzynarodowej. Po pierwszej serii był liderem, skoczył aż 111 metrów. Po skoku Polaka niektórzy z sędziów chcieli przerwania zawodów, bo słabo zaprezentowali się zawodnicy z Niemiec i Czechosłowacji. Ponieważ jednak drugi (tracił 10 pkt.) był Yuki Kasaja, Japończycy liczyli, że odrobi straty i zdecydowali się kontynuować konkurs.

W drugiej serii świetnie skoczył Walter Steiner. Trzynasty po pierwszej serii osiągnął 103 metry i objął zdecydowane prowadzenie. Fortuna skoczył ledwie 87,5 metra. Wyprzedził Szwajcara o zaledwie 0,1 punkta.

Polacy nie zobaczyli zawodów na żywo. Nikt ich nie transmitował w kraju. Dekoracja odbyła się z godzinnym opóźnieniem, bo Japończycy musieli znaleźć dla orkiestry nuty polskiego hymnu.

Wojciech Fortuna zdobył złoto olimpijskie w wieku 20 lat. Został odznaczony m. in. Złotym Krzyżem Zasługi. Jeszcze w tym samym roku został mistrzem Polski w skokach. Konkurs rozegrano na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Rok później Fortuna zdobył brązowy medal w mistrzostwach kraju i był to jego ostatni znaczący sukces. Karierę zakończył w wieku 27 lat.

Na powtórzenie sukcesu Fortuny polscy kibice czekali 42 lata. W 2014 roku w Soczi Kamil Stoch przebił osiągnięcie zakopiańczyka, zdobył złote medale na obu skoczniach.

WP SportoweFakty: Po 45 latach od pana sukcesu znów Polaków najlepszy w Sapporo. Tym razem Mazurka Dąbrowskiego wysłuchał Maciej Kot po zwycięstwie w sobotnich zawodach. Piękny prezent?

- To nie piękny, ale wspaniały prezent! Maciek świetnie poradził sobie z trudnymi warunkami atmosferycznymi. Wielkie gratulacje dla niego i dla całej drużyny, bo przecież w dziesiątce byli też Piotr Żyła i Jan Ziobro.

Kamil Stoch zajął 18. miejsce. Czy nieudany konkurs Polaka to powód do obaw?

- Nie. Odległa pozycja była związana tylko z warunkami atmosferycznymi. Nie zawsze szczęście sprzyja. Kamilowi dzisiaj zabrakło podmuchów pod narty, ale przecież jest jeszcze niedzielny konkurs. W sobotę wielu najlepszych skoczków sobie nie poradziło, chociażby Michael Hayboeck, który był dopiero 19.

WP SportoweFakty: Czy był pan pewniakiem w składzie reprezentacji Polski do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Sapporo?

Wojciech Fortuna: - Nie, nie byłem. Pojechałem na igrzyska teoretycznie jako rezerwowy, bo nie wszyscy socjalistyczni towarzysze byli jednomyślni, czy powinienem reprezentować kraj, mimo że czterokrotnie wygrałem polskie kwalifikacje do tych zawodów.

Pojechał pan do Japonii z realną szansą na medal?

- Czułem się dobrze przygotowany. Już na normalnej skoczni niewiele zabrakło do medalu. Uwierzyłem w siebie jeszcze bardziej po treningach na dużej skoczni, kiedy nie wypadłem z czołowej piątki i regularnie skakałem powyżej setnego metra. Konkurs na dużej skoczni wygrałem zasłużenie. Wówczas igrzyska olimpijskie były traktowane również jako mistrzostwa świata. Tym samym oprócz tytułu mistrza olimpijskiego mogłem także pochwalić się mistrzostwem globu.

ZOBACZ WIDEO Kamil Stoch: to był dla nas wspaniały i piękny weekend, wynik jest niesamowity!

Często spotyka się opinie, że to były szczęśliwe dla Wojciecha Fortuny zawody. Jak pan reaguje na takie słowa?

- To nie było tak, że coś mi się udało. W trudnym konkursie wywalczyłem złoty medal olimpijski. Ktoś napisał nawet wiersz na mój temat. Pamiętam taki fragment: "Dla Wojtka Fortuny. Chociaż raz wyściubił nosa, ale za to pod niebiosa".

Jakie panowały warunki atmosferyczne podczas konkursu?

- Warunki na skoczni były bardzo trudne. Padał śnieg, a do tego wiatr często zmieniał swój kierunek. Jeszcze w pierwszej serii większych problemów nie było. W drugiej podmuchy były jednak bardzo mocne. W związku z tym było bardzo nerwowo. Nie było już wielu skoków w okolice 100. metra. Jeden z moich najgroźniejszych rywali, Yuki Kasaja skoczył 85 metrów. Mój skok także nie był idealny. Uzyskałem 87,5 metra, ale przy tak trudnych warunkach to pozwoliło mi obronić pozycję lidera i wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego.

Na pewno presja także nie była pana sprzymierzeńcem. Trudno przecież było nie myśleć przed finałowym skokiem o złotym medalu, który miał pan na wyciągnięcie ręki.

- Z dużą presją musiałem poradzić sobie sam. To było bardzo trudne wyzwanie. Obciążenie psychiczne na półmetku zawodów było ogromne. Gdybym chociaż przez pięć minut mógł wówczas porozmawiać z psychologiem, na pewno byłoby łatwiej.

Minęło 45 lat od tego sukcesu. Co czuje złoty medalista olimpijski po takim czasie?

- Przede wszystkim radość, że tyle już lat minęło od mojego wyniku, a o tym cały czas się mówi. To coś pięknego. Nie ma dnia, kiedy nie wracałbym myślami do wydarzeń w Sapporo. Często opowiadam znajomym o tych zawodach.

Czy ma pan kontakt z rywalami z igrzysk olimpijskich?

- Na mistrzostwach świata w Libercu w 2009 roku spotkałem się z Yuki Kasają. Nie poznał mnie. Dopiero gdy spojrzał na moją akredytację, powiedział: "To mój przyjaciel Fortuna". Trochę pogadaliśmy i zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.

Z innymi polskimi sportowcami wspomina pan swój sukcesu?

- Oczywiście. Nie tak dawno spotkaliśmy się m. in. z panią Ireną Szewińską (siedmiokrotna medalistka olimpijska - przyp. red.) i wspominaliśmy właśnie swoje wyniki w Japonii. Pani Irena opowiadała o sukcesach w Tokio, a ja o złotym medalu w Sapporo. Przyznaliśmy zgodnie, że to były piękne chwile i nasze sukcesy świetnie odebrano w Japonii.

Na powtórzenie pana sukcesu polskie skoki czekały aż 42 lata.

- Było warto, bo Kamil Stoch to jeden z najwybitniejszych skoczków w historii dyscypliny, a drużyna jest jedną z najmocniejszych na świecie. Świetne ostatnie wyniki kadry to zasługa polskiej, fińskiej i austriackiej szkoły skakania.

Na skoczniach w Japonii Polacy nadal osiągają sukcesy.

- Zgadza się. Od mojego sukcesu minęło już 45 lat. Tymczasem skocznie w Sapporo nadal są szczęśliwe dla Polaków. Na normalnym obiekcie Adam Małysz zdobył złoty medal mistrzostw świata w 2007 roku, a Kamil Stoch już trzykrotnie stał na pucharowym podium na Okurayamie.

W programie Sektor Gości wraz z Michałem Bugno pokazywał pan swoje muzeum z eksponatami narciarskimi. Wojciech Fortuna to nadal mocno zajęty człowiek?

- Mam ekspozycje sportów zimowych u siebie w domu i opowiadam młodzieży historię polskiego narciarstwa, zwłaszcza skoków narciarskich. W mojej ekspozycji znajdują się filmy, elementy sprzętu narciarskiego, który przekazali zawodnicy, m.in. narty, czy plastrony w których skakali podczas zawodów. Na stare lata mam o czym opowiadać młodzieży.

Rozmawiał Szymon Łożyński

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Który z trójki medalistów olimpijskich jest najlepszym polskim skoczkiem w historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×