Do Japonii ówczesny podopieczny Hannu Lepistoe pojechał jako jeden z głównych faworytów do złotego medalu, zarówno na skoczni dużej, jak i normalnej. Przed mistrzostwami świata Adam Małysz w świetnym stylu wygrał dwa pucharowe konkursy w Titisee-Neustadt, wyrównując na tym obiekcie rekord skoczni Svena Hannawalda.
W Sapporo na treningach przed konkursem na dużej skoczni Polak potwierdził świetną formę, bowiem wygrał obie serie próbne. W samych zawodach już tak dobrze nie było. W dniu konkursu na Okurayamie Małysz zmagał się z problemami aklimatyzacyjnymi. Polak skakał dobrze, ale nie na tyle daleko, by zdobyć medal. Po pierwszej serii czterokrotny medalista olimpijski był czwarty. W finale skoczył aż 10 metrów dalej niż w pierwszej kolejce (133 metry), ale to nie wystarczyło do poprawy lokaty. Małysz zajął najmniej lubiane przez sportowców 4. miejsce. Złoto wywalczył Simon Ammann, srebro Fin Harri Olli, a brąz Norweg Roar Ljoekelsoey.
Rozczarowanie u naszego reprezentanta po tych zawodach było ogromne. Polak był w świetnej formie i tylko problemy związane ze strefą czasową stanęły mu na przeszkodzie w drodze po złoto już na dużej skoczni. Zawodnik Hannu Lepioste szybko jednak pozbierał się.
Dzień przed konkursem na skoczni normalnej Małysz wygrał trening po świetnym locie na 99. metr. W kwalifikacjach Polak nie wystąpił, by całą energię skumulować na główne zawody. W serii próbnej przed konkursem znów na naszego reprezentanta nie było mocnych (98,5 metra).
ZOBACZ WIDEO Mama Roberta Lewandowskiego: Liczę na finał mistrzostw świata z udziałem Polski i Roberta
W głównej rywalizacji nie powtórzyła się sytuacja z dużego obiektu. Małysz znokautował rywali na Miyanomori. Już po pierwszej serii walka o złoty medal była praktycznie rozstrzygnięta. "Orzeł z Wisły" skoczył 102 metry, pobił rekord skoczni i drugiego Simona Ammanna wyprzedzał aż o 9,5 punktu.
W finale Małysz potwierdził swoją dominację, skacząc 99,5 metra. Ostatecznie srebrny medalista Ammann stracił do zwycięzcy aż 21,5 punktu. Na skoczni normalnej, gdzie zazwyczaj o zwycięstwie decydują minimalne różnice, to prawdziwy nokaut. Rywale byli pod wrażeniem występu Małysza. Najlepiej świadczy o tym zachowanie Ammanna i brązowego medalisty w tym konkursie Thomasa Morgensterna.
Szwajcar i Austriak podeszli do Małysza, pogratulowali mu, a potem wzięli na swoje barki i przeszli rundę honorową po zeskoku. Ten obrazek szybko obiegł japońskie i polskie media. Polak występem na Miyanomori udowodnił, że konkurs na dużej skoczni był wypadkiem przy pracy.
Po czwartym złotym medalu w swojej karierze na mistrzostwach świata Małysz tak rozochocił się, że wygrał 6 z 7 ostatnich pucharowych konkursów i na ostatniej prostej wyprzedził w klasyfikacji generalnej cyklu Andersa Jacobsena i sięgnął po czwartą Kryształową Kulę w swojej karierze.