W zawodach na olimpijskiej skoczni w Alpensia Jumping Park lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajął trzecie miejsce. Jego strata do drugiego Andreasa Wellingera, a przede wszystkim do zwycięzcy Stefana Krafta, była jednak bardzo duża.
Lwia część aż dwudziestopięciopunktowej różnicy pomiędzy Austriakiem a Polakiem była spowodowana słabszym skokiem naszego reprezentanta w pierwszej serii. Kraft uzyskał w niej 138 metrów, Stoch tylko 126,5. W rundzie finałowej zakopiańczyk wrócił już na swój normalny poziom i wylądował na 134. metrze, co dało mu awans z czwartej na trzecią pozycję.
- Pierwszy skok to była katastrofa. Odbiłem się prawie z buli. Był totalnie spóźniony - rozpoczął ocenę swojego występu mistrz olimpijski z Soczi. - Drugi przypominał już te z wtorkowych serii treningowych i z serii próbnej przed konkursem - dodał.
Po pierwszym dniu na skoczni w Pjongczang Stoch bardzo pozytywnie wypowiadał się o obiekcie, na którym za rok będzie bronił tytułu mistrza olimpijskiego. Zdania nie zmienił po środowym konkursie - koreańska skocznia podoba się naszemu najlepszemu zawodnikowi.
ZOBACZ WIDEO To dlatego Maja Włoszczowska odniosła życiowy sukces na igrzyskach
29-letni polski skoczek utrzymał prowadzenie w klasyfikacji generalnej PŚ, jego przewaga nad rewelacyjnie spisującym się w ostatnich tygodniach Kraftem zmniejszyła się jednak ze 140 do 100 punktów. Wszystko wskazuje na to, że to austriacki zawodnik będzie najgroźniejszym rywalem Stocha w walce o złote medale mistrzostw świata w Lahti.
- Stefan już od jakiegoś czasu skacze bardzo dobrze i pokazuje świetną formę. Jednak nie tylko on jest teraz na wysokim poziomie. Jedyną receptą jest skupianie się na sobie i na swojej pracy, a nie oglądanie się na innych. Nie da się przewidzieć, kto wygra w Lahti - stwierdził nasz reprezentant w rozmowie z TVP Sport.
Drugi konkurs PŚ w Pjongczang rozpocznie się w czwartek o godzinie 11 czasu polskiego.