Primoż Peterka dla WP SportoweFakty: Stoch i Kot będą walczyć o medale, a polska drużyna o złoto

East News
East News

Peter Prevc, Kamil Stoch, Maciej Kot, Stefan Kraft, Andreas Wellinger - to zdaniem Primoża Peterki główni kandydaci do medali mistrzostw świata w Lahti. W konkursie drużynowym według słynnego Słoweńca o złoto będą bić się Polacy, Niemcy i Austriacy.

W tym artykule dowiesz się o:

Primoż Peterka na szczyty skoków narciarskich wspiął się w 1996 roku i pozostał na nich przez dwa kolejne sezony. Był wtedy jeszcze nastolatkiem i teraz przyznaje, że wielkie sukcesy przyszły dla niego zbyt szybko. Choć 38-letni dziś Słoweniec nie zrobił kariery na miarę swojego talentu, lista jego osiągnięć i tak robi wrażenie - piętnaście wygranych konkursów Pucharu Świata, dwie Kryształowe Kule, triumf w Turnieju Czterech Skoczni, brązowe medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich w zawodach drużynowych. Do Lahti Peterka przyjechał jako asystent trenera słoweńskich skoczkiń. [b]

WP Sportowefakty: Od sześciu lat pracuje pan jako trener ze słoweńską kadrą kobiet. Jak można porównać zadania, które pan ma, z obowiązkami skoczka?[/b]

Primoż Peterka: - Na pewno jest inaczej. Jako zawodnik miałem problemy tylko z sobą. Teraz mam problemy z ośmioma młodymi dziewczynami. Czyli osiem razy więcej. Trudno mi ocenić, która praca jest trudniejsza, wiem natomiast, że teraz patrzę na skoki narciarskie inaczej niż w czasie mojej kariery. Teraz uważam, że skoki to prosty sport, tylko my go komplikujemy.

Jak duże zmiany zaszły w skokach od czasów, gdy pan był czynnym zawodnikiem?

- Ogromne. Zmieniły się profile skoczni, jest inny sprzęt, a co za tym również technika skakania - teraz jest o wiele bardziej agresywna. Skoki dziesięć, piętnaście lat temu w porównaniu z obecnymi to całkowicie różne sporty.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji

Gdy pan należał do światowej czołówki, różnica pomiędzy pierwszym a dziesiątym skoczkiem była zwykle dużo większa, niż jest teraz. Jak pan uważa, dlaczego?

- Ciekawe pytanie. Myślę, że dużą rolę odgrywa tu przygotowanie sprzętowe. Teraz każda ekipa ma podobne wyposażenie. Każdy może zdobyć takie same kostiumy czy wiązania. Za moich czasów tak nie było. Wtedy każdy ukrywał stosowane nowinki techniczne. I ja to rozumiem, bo jeśli zainwestował w coś sporo pieniędzy, to nie chciał dzielić się tym z innymi. Teraz już tak nie jest, bo żyjemy teraz w świecie, w którym o wiele trudniej coś ukryć. Dotyczy to nie tylko spraw sprzętowych, ale też metod przygotowań. Szanse są bardziej wyrównane i dlatego różnice pomiędzy zawodnikami się zmniejszyły.

Z piętnastu pana zwycięstw w Pucharze Świata dwa odniósł pan w Zakopanem. Pamięta pan te zawody?

- Pewnie, że tak, bo tam wygrałem po raz pierwszy w 1996 roku, a dzień później byłem drugi. I choćby dlatego to dla mnie wyjątkowe miejsce. Poza tym również dlatego, że bardzo często tam trenowaliśmy. Jeszcze przed moim zwycięstwem bywaliśmy tam dwa, trzy razy do roku. Zakopane było wtedy dla Słoweńców jak drugi dom. Serio.

W skokach historycznie najmocniejsi byli i nadal są Austriacy, Niemcy, Norwegowie, ale w ostatnich dwudziestu latach najbardziej zbliżyli się do nich, lub nawet doścignęli, Polacy i Słoweńcy. Jak dużą rolę w tym pościgu odegrali tacy skoczkowie, jak Primoż Peterka i Adam Małysz?

- Adam nie był pierwszym świetnym polskim skoczkiem, ale jest najbardziej utytułowanym. A poza tym także osobowością, świetnym facetem, którego podziwiam. No i był niezwykle mocnym przeciwnikiem. Byliśmy pierwszymi zawodnikami z krajów dawnego bloku wschodniego, którzy regularnie wygrywali z Austriakami, Norwegami, czy mocnymi w tamtym czasie Finami. Tak jak powiedziałem wcześniej, ten sport bardzo się zmienił na przestrzeni ostatnich lat. Ktoś jednak musiał zrobić pierwsze kroki i byliśmy to my. Sukcesy, które osiągnęliśmy, nasza obecność w skokach, z pewnością bardzo pomogły w rozwoju tej dyscypliny w naszych krajach.

Pan najwięcej wygrał wtedy, gdy był jeszcze nastolatkiem. Z perspektywy czasu czy nie uważa pan, że te sukcesy przyszły zbyt wcześnie?

- Jasne, że tak. I tyle w tym temacie. Jestem pewien, że w całej karierze osiągnąłbym więcej, gdybym był wtedy bardziej dojrzały.

Co pan sobie myśli, kiedy teraz patrzy na Domena Prevca wygrywającego w podobnym wieku, jak pan dwadzieścia lat temu?

- On jest całkiem inny, niż ja wtedy byłem.

Kto jest pana zdaniem faworytem mistrzostw świata w Lahti? Który ze słoweńskich skoczków może osiągnąć tu najwięcej?

- Trzymam kciuki za Petera Prevca. Skacze ostatnio bardzo dobrze i wydaje mi się, że z naszych reprezentantów to on spisze się najlepiej. Do grona faworytów zaliczam Kamila Stocha i Macieja Kota, no i nigdy nie wolno zapominać o Austriakach i Niemcach. Peter Prevc, Stoch, Kot, Stefan Kraft, Andreas Wellinger - to będą moim zdaniem główni gracze. Może też Daniel-Andre Tande.

To dla pana jakieś zaskoczenie, że po raz pierwszy w ścisłej czołówce i w gronie faworytów do medali jest nie jeden, a kilku Polaków?

- Trochę tak, bo w ostatnich kilku latach zwykle wasi skoczkowie byli bardzo mocni latem, a gdy przychodziła zima, to było już zdecydowanie gorzej. W tym roku znów Polacy świetnie prezentowali się w letnich konkursach, tyle że utrzymali wysoki poziom. Coś musiało się zmienić wraz z przyjściem Stefana Horngachera.

Mamy szansę na medal w konkursie drużynowym?

- Nie tylko na medal, będziecie walczyć o pierwsze miejsce. Poza wami najmocniejsi będą Austriacy i Niemcy, w następnej kolejności Słoweńcy. My też będziemy się liczyć w walce o podium, możemy zaskoczyć. Japonia nie, Norwegia chyba też nie.

Słowenia może za to sięgnąć po medale w zawodach kobiet i w konkursie drużyn mieszanych. Nie dziwi pana, że w Lahti nie ma zawodniczek z tak silnej w tym sporcie nacji, jak Polska? Że nie przystępujemy do walki w mikście?

- Szkoda, zwłaszcza dla drużynówki mieszanej, że zabraknie w niej reprezentacji Polski. I dlatego mam nadzieję, że w przyszłości wasze kobiece skoki pójdą do przodu. Znam polskie zawodniczki i wydaje mi się, że chyba nie są jeszcze dość dobre, by z dobrym skutkiem startować na mistrzostwach świata.

Po mistrzostwach wrócimy do walki o Puchar Świata. Kto pana zdaniem ma największe szanse na Kryształową Kulę?

- Stoch. Ok, Kraft jest bardzo mocny i ostatnio zbliżył się do waszego skoczka, ale mimo wszystko sądzę, że Stoch będzie najlepszy. Nie mogę powiedzieć, że znam go bardzo dobrze, ale śledzę go chociażby na Facebooku, czytam i oglądam jego wpisy. Wydaje się bystrym, inteligentnym gościem.

Rozmawiał w Lahti Grzegorz Wojnarowski

Źródło artykułu: