Gdyby cała impreza zakończyła się takim wynikiem Polaków, sam ustawiłbym się w jednym szeregu z krytykami. Formę trzeba budować na najważniejsze zawody sezonu, a takimi są MŚ. Jednak obecnie jesteśmy dopiero po pierwszym konkursie. W dodatku takim, w którym w pierwszej dziesiątce uplasowało się trzech Polaków (co jeszcze niedawno wydawało się abstrakcją) i takim, w którym Kamilowi Stochowi do podium zabrakło naprawdę niewiele. Piąty natomiast był Maciej Kot.
Mistrzostwa świata to nie zawody pucharowe - tutaj liczy się medal, a wszyscy, którzy go nie zdobyli odchodzą w niepamięć. To jasne. Jednak wyniki tego konkursu to świetny prognostyk przed rywalizacją drużynową, w której będziemy, bez wątpienia, w ścisłym gronie faworytów. Nie tylko do medalu, ale przede wszystkim - do triumfu. Po sobocie sytuacja nie zmieniła się również pod względem indywidualnym - tam nadal Stoch jest tym skoczkiem, który na dużej skoczni może wywalczyć złoty medal. Wciąż aktualne jest prawdopodobieństwo dwóch Polaków na podium, choć w tym przypadku chłodny prysznic przydałby się wszystkim hurraoptymistom. I to nie tylko teraz, ale również wcześniej - przed konkursem na normalnym obiekcie.
Wrogiem Polaków w drugim konkursie indywidualnym w Lahti, jak również w zawodach drużynowych, będzie presja. I to jest jedna z najgorszych wiadomości po konfrontacji na HS 100. Zdenerwowanie, zbyt duża chęć zwycięstwa to największy przeciwnik dla skoczków, którzy nawet w newralgicznych momentach powinni emanować spokojem. Nasi za wszelką cenę będą chcieli zmazać tę "plamkę" z soboty i wywalczyć medal. Ale póki nie doczekamy się tabeli z wynikami po następnym konkursie, musimy wierzyć w Polaków. Przez cały sezon dali nam ku temu powody.
Dawid Góra
Zobacz pozostałe teksty autora
Zobacz wideo: Adam Małysz apeluje: nie wywierajcie zbyt wielkiej presji na naszych skoczkach
Na tym portalu gównie Łożyński i Małysz .Natomiast w TV reszta napinac Czytaj całość
Presja, inni zawodnicy, to nie wrogowie.