Na treningach i w kwalifikacjach w Lahti Biało-Czerwoni spisywali się tak dobrze, że jeden medal w sobotnim konkursie braliśmy za pewnik, a marzyliśmy nawet o dwóch Polakach na podium. Nic z tego jednak nie wyszło - w zawodach poza konkurencją byli Stefan Kraft i Andreas Wellinger, a nasze asy atutowe - Kamila Stocha i Macieja Kota - wyprzedził jeszcze Markus Eisenbichler.
[tag=21]
Małysz[/tag], czterokrotny złoty medalista mistrzostw świata, a teraz dyrektor PZN ds. skoków i kombinacji norweskiej, wie, jak bardzo zawodnicy trenera Stefana Horngachera rozbudzili nasze medalowe apetyty i rozumie rozczarowanie związane z brakiem krążka. Postawę swoich młodszych kolegów ocenia jako dobrą, ale pozbawioną tego czegoś, co decyduje o sukcesie.
- Skoki chłopaków w konkursie nie były złe. Wyglądały całkiem dobrze. Kamil troszkę je spóźniał, ale on już z takimi skokami wygrywał. Zabrakło czegoś ekstra. Kraft i Wellinger byli brani pod uwagę jako faworyci. Doskoczył do nich Eisenbichler swoją świetną drugą próbą. Zabrakło bardzo mało, ale myślę, że na dużej skoczni głód medalu spowoduje, że wypalimy - mówił Małysz po zakończeniu zawodów na Salpausselka.
"Orzeł z Wisły" w takiej sytuacji, jak teraz Stoch i Kot, był dziesięć lat temu na mistrzostwach świata w Sapporo. Wówczas przed zawodami na dużej skoczni przeskakiwał wszystkich na treningach, a w konkursie zajął czwarte miejsce. Kilka dni później na średnim obiekcie nie dał jednak swoim rywalom żadnych szans.
Zobacz wideo: Kamil Stoch: skocznia w Lahti jest bardzo specyficznym miejscem
- Wiem po sobie, że w takiej sytuacji pojawia się sportowa złość, dostajesz takiego nerwa i jeszcze bardziej chcesz coś udowodnić. Jeśli jesteś w dobrej formie, a nasi w takiej są, to może się to tylko przerodzić w coś dobrego - podkreślił zdobywca czterech medali igrzysk olimpijskich.
W ocenie dyrektora Małysza mimo braku miejsca na podium trzeba pozytywnie ocenić występ polskich skoczków. - Trzech zawodników w czołowej dziesiątce to oczywiście sukces. Dożyliśmy jednak takich czasów, że nie cieszy nas taka sytuacja. Słyszałem, jak Maciek mówił, że on jest zawiedziony i to dla niego porażka. Nie powinien tak mówić. Wiadomo, miał bardzo duży apetyt na podium i było go na to stać. Tak się nie stało, ale nie może w takiej sytuacji wylewać swoich smutków. Powinien powiedzieć: "Kurczę, ja im jeszcze pokażę. Duża skocznia będzie moja". I w następnym konkursie dać jeszcze więcej "powera" - poradził Małysz piątemu zawodnikowi sobotniego konkursu.
Najbardziej utytułowany polski skoczek w historii mówił też o szansach naszej ekipy w zawodach drużynowych. - Jest wielka szansa na wejście do trójki i myślę, że tak się stanie. Najpierw trzeba jednak na spokojnie podejść do tego, co się wydarzyło. Jest niedosyt, ale z tym nic już nie zrobimy. Należy zamknąć ten rozdział i skoncentrować się na dużej skoczni. W drużynówce na pewno bardzo mocni będą Niemcy. Czy obawiam się, że będzie jak w piłce nożnej - wszyscy będą walczyć, skakać, a Niemcy znów wygrają? Tak nie będzie - stwierdził Małysz.
Z Lahti - Grzegorz Wojnarowski
"... żeby za bardzo nie wywierali presji na naszych skoczkach" - może jest zagubiony? ht Czytaj całość