Korespondencja z Lahti: pogodowy rollercoaster, żona mistrza już na posterunku

PAP / Grzegorz Momot
PAP / Grzegorz Momot

W Lahti wiosna siłuje się z zimą, a dla skoczków to nie jest dobra wiadomość. W środę warunki były dla nich najgorsze od początku mistrzostw. Nikt z faworytów nie chce, by w przy takiej samej pogodzie trzeba było skakać w czwartek.

Kiedy wczesnym wieczorem, mniej więcej w godzinie rozpoczęcia kwalifikacji do zawodów na obiekcie K-116, zaczął padać lekki deszcz, wydawało się, że zimowa aura na dobre znika z mistrzostw świata. Gdy opady przybrały na sile, można już było mieć pewność. Tyle że za absolutnie pewne uznaje się jedynie kilka znacznie poważniejszych rzeczy. Wystarczyło kilka minut, by zima przypuściła kontratak i w krótkim czasie znów zrobiło się biało.

Mokry, lepki i ciężki śnieg zaczął padać akurat wtedy, gdy swoje skoki na Salpausselce oddawali główni faworyci do medali. Po kolei lądowali o kilkanaście metrów bliżej od niespodziewanego zwycięzcy kwalifikacji Anttiego Aalto.

Odległości Stocha, Krafta, Wellingera czy Kota nie miały jednak żadnego znaczenia - widząc co się dzieje, każdy z nich chciał po prostu mieć już ten skok za sobą, spakować narty, założyć płaszcz, odpowiedzieć na kilka pytań dziennikarzy i jechać do wioski dla sportowców, by tam osuszyć się przed kominkiem.

Jeśli szukać pozytywów kwalifikacyjnych zawodów, to chyba największy jest taki, że nie był to konkurs. Tego dnia złotym medalistą na dużej skoczni zostałby zapewne ten, kto wyciągnąłby najszczęśliwszy los na pogodowej loterii.

ZOBACZ WIDEO: Oktawia Nowacka: chciałam się poddać, to były bardzo ciężkie dni

Nasi najlepsi zawodnicy mówili, że dobrze jest sprawdzić się w trudnych warunkach, jednak woleliby, żeby pogoda do walki o złoto się nie mieszała. A taki lepiący się do wszystkiego śnieg jest zdecydowanie gorszy, niż lekka śnieżyca, w której trzeba było skakać pierwszego dnia treningów. Przykleja się do nart, zwalnia na rozbiegu i wytrąca z równowagi.

Na szczęście na czwartkowe popołudnie meteorolodzy opadów nie przewidują. A przynajmniej oceniają, że szanse na śnieg czy deszcz są dwukrotnie niższe, niż w środę. Temperatura - w okolicach zera, trudna dla smarowaczy nart. Serwismeni będą musieli się wykazać, bo każde pół kilometra więcej na progu to odległość o kilka metrów lepsza.

Przy pogodzie ze środy faworytem do złota będzie ten skoczek, który najczęściej znajduje na ulicy 10 złotych, euro czy koron. W warunkach sprawiedliwych główni gracze to Kraft, Stoch, Wellinger, Kot, może Prevc, jeśli w końcu w zawodach pokaże to, co na treningach, może Eisenbichler i nierówny Żyła.

Dwa tygodnie przed mistrzostwami Anders Jacobsen wytypował na K-116 wygraną lidera naszej ekipy. Teraz Mattiemu Hautamaekiemu, poważnemu człowiekowi na poważnym stanowisku (maszynista fińskiego Pendolino), coś podpowiada, że pozycje 1-2 zajmą Stoch i Wellinger. Jeśli obaj są tak dobrymi ekspertami, jak byli skoczkami, to medal mamy już w kieszeni.

Są obawy o pogodę, ale dla nas jest i dobry znak - do Stocha przyjechała żona. Piękna pani Ewa w środę pojawiła się pod skocznią i uzbrojona w profesjonalny obiektyw robiła zawodnikom zdjęcia. Teraz chcemy pamiętać, że gdy przyjechała przyjechała do Soczi przed konkursem na dużym obiekcie, razem z mężem cieszyła się z olimpijskiego złota.

Korespondencja z Lahti - Grzegorz Wojnarowski

Źródło artykułu: