Historyczny Raw Air za nami. Turniej do poprawki

Za nami pierwszy Raw Air. Norweskie zawody mogą śmiało pretendować do najbardziej wyczerpującej imprezy w kalendarzu Pucharu Świata. Pierwsze wrażenia są pozytywne, ale impreza wymaga poprawek.

Karol Borawski
Karol Borawski
PAP/EPA / TERJE BENDIKSBY

Raw Air ma rywalizować popularnością z prestiżowym z Turniejem Czterech Skoczni. Arenami norweskiego turnieju są obiekty w Oslo, Lillehammer, Trondheim i Vikersund, a zawodnicy poza regulaminowymi premiami z tytułu miejsc zajętych w zawodach zaliczanych do Pucharu Świata, otrzymują dodatkowe nagrody od organizatorów (łącznie na wygrane przeznaczono około 500 tysięcy euro).

Kibice z pewnością nie mogli narzekać na brak emocji. Pierwszą edycję Raw Air wygrał Austriak Stefan Kraft, który wykorzystał niepowodzenie Niemca Andreasa Wellingera (tylko 166 metrów w decydującym skoku w Vikersund). Drugie miejsce zajął Kamil Stoch, który przed kończącymi sezon Pucharu Świata zawodami w Planicy zachował szanse na Kryształową Kulę.

Jak wypadła inauguracyjna edycja Raw Air? Rafał Kot jest zwolennikiem tego turnieju, choć uważa, że termin rozgrywania imprezy jest dość niefortunny.

- Taki turniej to fajna rzecz dla popularyzacji tej dyscypliny sportu. Sami zawodnicy też w większości go chwalą. Tylko nie powinien się odbywać w momencie, kiedy się kończy sezon, nie od razu po mistrzostwach świata. Gdyby był zorganizowany trochę wcześniej, choćby w okolicach połowy sezonu, to miałby większy sens i byłaby bardziej sportowa rywalizacja - uważa ekspert TVP.

ZOBACZ WIDEO MŚ w Lahti: Polscy kibice dziękowali Piotrowi Żyle. "Straciliśmy gardła!"

Rafał Kot w rozmowie z WP SportoweFakty przyznaje, że organizatorzy mają co poprawiać, zwłaszcza od strony organizacyjnej.

- Norwegowie muszą wywiązać się ze swoich obietnic logistycznych. Jest to turniej, który ekstremalnie obciąża jego uczestników. Znaliśmy zapewnienia przed tą imprezą, że zawodnicy będą przewożeni kuszetkami, pociągami, że najdłuższy dystans pokonają samolotem, a teraz, z tego co słyszę, to zawodnicy mówią: "Wstajemy o piątej rano" i jazda 450 kilometrów po norweskich drogach, gdzie się jedzie 60-70 km/h. Oni na wyrost powiedzieli, a teraz się z tego nie wywiązują. To według mnie trochę nie fair - przyznał.

Film Macieja Kota z przejazdu do Trondheim:

Ojciec Macieja Kota zauważył też spory problem regulaminowy, który wprawdzie w tym roku na szczęście nie wystąpił, ale może mieć miejsce w kolejnych edycjach. O co chodzi? Mówiąc w skrócie - najlepiej skaczący zawodnik może... nie wygrać turnieju. To nie żart.

- Powinni trochę zmienić regulamin. Dlaczego? Bo przypuśćmy co by się stało, gdyby w życiowej formie był na przykład Simon Ammann. Wygrywa ze wszystkimi, ale na zwycięstwo w tym turnieju nie ma żadnych szans, bo w drużynie nie jest w stanie wejść do ósemki. To jest strata około 500 punktów. Jak zliczyć punkty tych, którzy nie mają drużyny? Trzeba by stworzyć inną formułę regulaminową. W tym momencie nie ma takiej sytuacji, ale może się tak wydarzyć - zauważył Rafał Kot.

Organizatorzy razem z władzami FIS mają pierwszy materiał do analizy. Przy odpowiednich modyfikacjach Raw Air będzie miał szansę zrobić kolejny krok, by zbliżyć się popularnością do Turnieju Czterech Skoczni.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy podoba ci się formuła Raw Air?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×