W poprzednim sezonie kibice mogli cieszyć się z czterech konkursów, czyli dwóch weekendów w Polsce. Zawody w kraju to nie tylko gratka dla kibiców, ale także świetna promocja i szansa zdobycia większej liczby punktów na obiektach, które skoczkowie znają doskonale. - Dla nas, Polaków, nie jest to fajna decyzja. Chcieliśmy jak najwięcej. W jakimś stopniu należy nam się to. Nasi skoczkowie zajmują czołowe lokaty, skoki w Polsce są bardzo popularne. Bądźmy szczerzy - gdzie, jak nie u nas? To jest w pewnej mierze krzywdzące - nie ukrywa Adam Małysz, dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.
Żywa legenda polskich skoków zaznacza jednocześnie, że już wcześniej były sygnały, iż na skoczni muszą powstać tory lodowe i siatki. Niestety, nie udało się pozyskać pieniędzy. - Walczymy o to cały czas. FIS i tak łaskawie popatrzył na sprawę, bo dał Wiśle ten jeden konkurs. Gdyby inwestycje były zapewnione, sytuacja wyglądałaby inaczej.
"Inaczej" to mało powiedziane. Według Małysza, w Polsce mógłby odbyć się nawet prolog Pucharu Świata. - Nie mówię, że zupełnie nie ma szansy, aby to wywalczyć teraz, ale to już zależy od decyzji ministerstwa i Centralnego Ośrodka Sportu. Musiałoby się to jednak odbyć natychmiastowo. Końcem maja jest komisja w Słowenii i tam można byłoby jeszcze walczyć.
Prolog byłby optymalnym rozwiązaniem dla Polski. Mógłby nawet na stałe wpisać się w kształt terminarza PŚ. Według czterokrotnego zwycięzcy cyklu nie trzeba byłoby się martwić o śnieg. PZN ma podpisaną umowę z firmą Supersnow, która biały puch może zapewnić nawet w październiku. - Gorsza sprawa jest z torami i siatkami. Jeśli nadal tego nie będzie, to niewykluczone, że w przyszłym roku w ogóle zabiorą nam Puchar Świata w Wiśle - ostrzega Małysz w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO Stefan Horngacher: To był dla nas bardzo dobry sezon, ale następny może być jeszcze lepszy