W lutym 2008 roku w Zakopanem Miętus razem z drużyną zdobył brązowy medal na mistrzostwach świata juniorów. Wydawało się, że 16-letni wówczas zawodnik w kolejnych latach przebije się do światowej czołówki. Historia potoczyła się inaczej.
Kiedy sięgał wraz z Maciejem Kotem, Kamilem Kowalem i Łukaszem Rutkowskim po brązowe medale, miał już za sobą debiut w zawodach Pucharu Świata. W konkursach w Predazzo był 44. i 47. W kolejnym sezonie wystartował w Zakopanem, a nawet zdobył swojej pierwsze punkty po zajęciu 22 miejsca.
Początek zmagań 2009/2010 był jeszcze bardziej udany. Miętus zdobył 60 punktów, co było bardzo dobrym wynikiem młodego skoczka. W Lillehammer był 12. Kto by wtedy przypuszczał, że w Pucharze Świata jeszcze tylko raz poprawi tę pozycję. Stało się to w Klingenthal (11. miejsce) w najlepszym dla niego sezonie 2012/2013. Dwa wcześniejsze lata były dla niego rozczarowujące (zwłaszcza rozgrywki 2010/2011, w którym nie zdobył w PŚ żadnego punktu).
Sezon 2012/2013 był dla zawodnika z Dzianisza jedynym, którego był aktywnym uczestnikiem przez całe zmagania. Brał udział w zawodach od Lillehammer do Planicy, a w Zakopanem razem z kolegami z kadry zajął drugie miejsce w konkursie drużynowym. W kolejnych latach w Pucharze Świata praktycznie nie istniał, nie licząc konkursów w Sapporo czy na rodzimej ziemi - w Zakopanem i Wiśle. Dość powiedzieć, że w czterech ostatnich latach zdobył w Pucharze Świata zaledwie punkt.
ZOBACZ WIDEO Adam Małysz: Taki sezon mógł nam się tylko wyśnić
Co się stało, że jedna z nadziei polskich skoków tak bardzo przygasła. - Sam zadaję sobie to samo pytanie. Ostatnie sezony były słabsze, ale przed tym czułem, że w końcu wszystko zaczyna iść w dobrą stronę. Czułem się bardzo dobrze zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Dlatego kompletnie nie wiem, co się stało, że wszystko nie układa się tak jak powinno - mówił w styczniu "Przeglądowi Sportowemu".
Od sezonu 2013/2014 startował głównie w Pucharze Kontynentalnym, chociaż i tu bez wielkich sukcesów. W ubiegłym nie zdobył ani jednego punktu (wziął udział w ośmiu konkursach). W ostatnim czasie można go było zobaczyć w FIS Cup i tu startował z większym powodzeniem - w Szczyrku był drugi, a w Zakopanem ósmy.
Brak większych sukcesów odbił się na finansach skoczka, który przyznał, że musiał sobie radzić dzięki funduszom zgromadzonym we wcześniejszych latach i dzięki pomocy rodziny. Sytuacja może się odmienić, bo Stefan Horngacher powołał Miętusa do kadry A.
Sensacyjna decyzja trenera zaskoczyła nie tylko kibiców i dziennikarzy, ale również samego zawodnika.
- Byłem bardzo zaskoczony, kiedy dowiedziałem się o dołączeniu do Kadry A. Można powiedzieć, że byłem nawet w lekkim szoku, ale oczywiście pozytywnym. Było wiele czynników, które złożyły się na moje wyniki w ostatnich sezonach. Pod względem psychicznym nie zawsze umiałem przełożyć dobre skoki z treningów na zawody. Popełniałem też wiele błędów technicznych. Nastawienie mam bardzo pozytywne. Dostałem ogromny zastrzyk energii i po prostu chcę dobrze skakać - przyznał tuż po powołaniu w rozmowie z serwisem skokipolska.pl.
Nie da się ukryć, że Miętus dostał od Horngachera spory kredyt zaufania. Czy zdoła go spłacić? Jeśli tak się stanie i ponownie zobaczymy go zimą w Pucharze Świata, stanie się bohaterem jednej z ciekawszych historii ostatnich lat w skokach narciarskich.