Król lata
Są tacy sportowcy, do których przykleja się łatka, później najczęściej bardzo trudna do pozbycia się. W skokach narciarskich jest pod tym względem podobnie. Co z tego, że Piotr Żyła potrafi zajmująco i poważnie opowiadać o skokach, skoro dla większości kibiców to śmieszek, reprezentacyjny trefniś, w każdym wywiadzie spełniający swój obowiązek i rzucający żartem ku uciesze gawiedzi. Nie inaczej jest z Dawidem Kubackim, do którego przylgnęła etykieta mistrza letnich skoków. Ostatniej zimy był on wprawdzie w składzie naszej kadry mogącej pochwalić się zdobyciem w Lahti mistrzostwa świata, ale dla wielu i tak kojarzy się głównie z sukcesami na igelicie.
Inna sprawa, że Kubacki zrobił wiele, aby zasłużyć na przydomek "króla lata", w którym dawniej bywało więcej złośliwości niż podziwu i który dopiero w tym roku bezapelacyjnie stał się przydomkiem zasłużonym. To już siedem lat od momentu, gdy nieopierzony 20-latek, niemal debiutant na międzynarodowej arenie, błyszczał na igelicie i zajął w klasyfikacji łącznej Grand Prix 2010 sensacyjne piąte miejsce. Minęły dwa lata i Kubacki spisał się na igelicie niewiele gorzej, kończąc cykl na ósmej pozycji. W ścisłej czołówce znalazł się także w 2015 roku, gdy ponownie uplasował się na piątym miejscu w tabeli obejmującej cały sezon, a w Wiśle odniósł nawet zwycięstwo.
Bez sukcesów w Pucharze Świata
Wszystkie te sukcesy nie miały żadnego przełożenia na wyniki zimowe. Bywało, że po doskonałym sezonie letnim Kubacki nie zdobywał ani jednego punktu Pucharu Świata. Jeśli już punktował, to było to ciułanie pojedynczych punkcików za miejsca w trzeciej dziesiątce. Po każdym udanym lecie w mediach wracał dyżurny temat przełożenia formy z igelitu na śnieg i następnie upadał bardzo szybko wraz z pierwszymi zimowymi niepowodzeniami coraz starszego zawodnika.
Najlepszy był dotąd dla Kubackiego ostatni sezon - był w nim solidnym i ważnym punktem polskiej drużyny, która zdobyła wspomniane złoto w Lahti. Indywidualnie zdobył najwięcej punktów w całej karierze, ale do najlepszej dziesiątki wszedł zaledwie dwa razy. Aż czternaście razy (!) zdarzyło mu się za to kończyć konkursy między miejscem dwunastym a dziewiętnastym, czym zasłużył na miano skoczka niezwykle równego, ale bez błysku.
ZOBACZ WIDEO Ostatnie igrzyska Weroniki Nowakowskiej. "Będzie kilka szans, żeby spełnić dziecięce marzenie"
Lato marzeń
I nagle przyszło lato 2017. Na igelicie Kubacki znów czuł się jak ryba w wodzie, ale tym razem przebił wszystkie swoje osiągnięcia na tym polu. W pięciu startach odniósł bowiem pięć zwycięstw. Nic więc dziwnego, że zajął dzięki temu pierwsze miejsce w klasyfikacji łącznej Grand Prix.
Czy może więc dziwić, że 27-latek jest obecnie w centrum zainteresowania polskich kibiców? Pojedynczy letni sukces może się jeszcze przydarzyć każdemu, ale cała seria triumfów jest jak zwiastun nowego oblicza zawodnika. Rok temu latem błyszczał Maciej Kot, a następnie był w zimie skoczkiem światowej czołówki i cieszył się z pierwszego zwycięstwa w Pucharze Świata. Teraz identyczny scenariusz ma się powtórzyć w przypadku Kubackiego i wcale nie jest nierealny.
Teraz albo nigdy?
Zawodnik z Nowego Targu dojrzał jako skoczek. Nadal lata dość wysoko, nadal nieco znosi go na prawą stronę zeskoku, ale sam twierdzi, że technicznie osiągnął już to, czego chciał. Sportowe odrodzenie Kubackiego zaczęło się jeszcze w 2014 roku, gdy wypadł do kadry B. Pozorna degradacja zaowocowała marszem ku czołówce. Dziś Kubacki nie pracuje już wprawdzie z Maciejem Maciusiakiem, u którego rozpoczęła się jego sportowa przemiana, ale ma za to oczywiście szkoleniowca z najwyższej półki, czyli Stefana Horngachera.
Inauguracja Pucharu Świata nie musi być dla Kubackiego łatwa. Apoloniusz Tajner, prezes PZN, przyznaje wprost, że obecna forma zwycięzcy Grand Prix jest nieco niższa niż latem. Pierwsze konkursy w Wiśle, choć prestiżowe z polskiego punktu widzenia, tak naprawdę są jednak tylko małym etapem przed igrzyskami w Pjongczang. Fan modelarstwa, cicha i spokojna twarz polskiej kadry, a jednocześnie ten, który umie naprawdę ciekawie wypowiadać się na temat swoich startów i skoków w ogóle, ma szansę wreszcie wyjść z cienia. Kubacki jest na najlepszej drodze do powtórzenia drogi, którą rok temu przeszedł Maciej Kot. Nic więc dziwnego, że kibice już teraz nie mogą się doczekać jego pierwszych zimowych startów.