W sezonie 1971/1972 Azjata był niemal w identycznej sytuacji jak Kamil Stoch. Rywale skakali, walczyli, ale wygrywał tylko on, Yukio Kasaya. Japończyk cieszył się z wiktorii w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen oraz Innsbrucku i ciężko było sobie wyobrazić, by w Bischofshofen mógł stracić zwycięstwo w turnieju. Co więcej 29-letni wówczas zawodnik mógł zostać pierwszym w historii skoczkiem, który wygrał wszystkie cztery konkursy niemiecko-austriackich zmagań.
Pech Kasayi polegał jednak na tym, że w tym samym roku w jego ojczystym kraju zaplanowane były igrzyska olimpijskie. Szkoleniowiec reprezentacji Japonii, jeszcze przed Turniejem Czterech Skoczni, podjął decyzję, że po zmaganiach w Innsbrucku wszyscy jego podopieczni wrócą do kraju, by spokojnie rozpocząć ostatni etap przygotowań do najważniejszej imprezy czterolecia w Sapporo.
Dzisiaj trudno to zrozumieć, ale 46 lat temu szkoleniowiec Azjatów nie ugiął się i nie zmienił swojego zdania. Mimo że jego podopieczny był o krok od przejścia do historii zdecydował, że z Innsbrucka wszyscy udają się bezpośrednio do Japonii. Przenieśmy się teraz do współczesnej rywalizacji i wyobraźmy sobie, że po wygraniu przez Stocha trzeciego z rzędu konkursu w 66. Turnieju Czterech Skoczni Stefan Horngacher, szkoleniowiec Biało-Czerwonych, podejmuje decyzję o wycofaniu z dalszej rywalizacji naszego reprezentanta. Austriak tłumaczy, że powrót do kraju i spokojne treningi przed igrzyskami olimpijskimi w Pjongczangu są konieczne.
Polska opinia publiczna mogłaby takiej decyzji nie zaakceptować. Owszem igrzyska są najważniejszą imprezą czterolecia, ich zwycięzcy na zawsze zapisują się w historii danej dyscypliny, ale nie można lekceważyć również tak prestiżowych zawodów jak TCS. Dlatego dzisiaj, za rok czy w ogóle w XXI wieku żaden ze szkoleniowców nie odważyłby się na taki krok.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Wojnarowski: konkurs w Innsbrucku to najbardziej zdradliwy z konkursów TCS
Ponad 40 lat temu skoki wyglądały jednak inaczej. Trener Japończyków podjął decyzję już przed zawodami i potem pozostał konsekwentny. Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że takie rozwiązanie obronił tylko wynik Yukio Kasayi. Na igrzyskach olimpijskich w Sapporo 29-latek zdobył złoty medal w rywalizacji indywidualnej na skoczni normalnej, a dwa kolejne miejsca medalowe zajęli jego rodacy. Na dużym obiekcie gospodarze nie zdobyli jednak medalu, a złoto wywalczył Polak Wojciech Fortuna.
Złoto w Sapporo było jednym z ostatnich świetnych wyników Kasayi. Cztery lata później, na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku, Japończyk nie włączył się do walki o medale (16. i 17. miejsce). Również w Turnieju Czterech Skoczni nigdy nie powalczył już o zwycięstwo. Z pewnością ma czego żałować, bowiem co prawda wywalczył złoto olimpijskie, ale wygrywając konkurs w Bischofshofen w 1972 roku mógł jeszcze bardziej zapisać się w historii skoków narciarskich. Ostatecznie dopiero 30 lat później to Sven Hannawald wykorzystał szansę i jako pierwszy skoczek wygrał wszystkie 4 konkursy w jednej edycji Turnieju Czterech Skoczni.
Po igrzyskach w Innsbrucku w 1976 roku Kasaya zakończył swoją sportową karierę skoczka, ale zupełnie nie rozstał się z dyscypliną. Został trenerem, a w 2010 roku - podczas igrzysk olimpijskich w kanadyjskim Vancouver - pełnił rolę zastępcy dyrektora japońskiej reprezentacji.
Na szczęście 46 lat po kuriozalnym wydarzeniu z Yukio Kasayą możemy być spokojni, że sytuacja nie powtórzy się w przypadku Kamila Stocha. Polak oczywiście wystąpi w Bischofshofen. Jeśli wygra zostanie drugim skoczkiem w historii (obok Hannawalda), który triumfował we wszystkich 4 konkursach jednego Turnieju Czterech Skoczni. Nawet jeśli nasz reprezentant nie zajmie 1. miejsca, to i tak nikt nie powinien mu odebrać zwycięstwa w całych zawodach, a tym samym obrony tytułu.
Początek konkursu w Bischofshofen o 17:00, a treningu o 15:30. Relacja na żywo oraz podsumowanie zmagań na WP SportoweFakty.