Wielki talent, który nienawidził przegrywać. Dziś dzieci chcą być takie jak on

PAP/EPA / 	PAP/EPA/CHRISTIAN BRUNA / Kamil Stoch
PAP/EPA / PAP/EPA/CHRISTIAN BRUNA / Kamil Stoch

Pierwsze sukcesy odnosił w biegach narciarskich, świetnie radził sobie na piłkarskim boisku, ale jego pasją i sposobem na życie stały się skoki narciarskie. Od najmłodszych lat otaczał się wyjątkowymi ludźmi, dzięki czemu dziś jest na szczycie.

W tym artykule dowiesz się o:

Często dywaguje się, co jest ważniejsze, aby odnosić sukcesy w sporcie. Talent czy ciężka praca? Kamil Stoch od najmłodszych lat łączył jedno i drugie. Na tle rówieśników wybijał się nie tylko możliwościami, ale też twardym charakterem, przez który objawiał się jego upór i wytrwałość.

- Od początku było widać, że ma ponadprzeciętne predyspozycje. Był bardzo sprawny, jego motoryka zawsze była na wysokim poziomie. Wyróżniał się w każdej dyscyplinie sportu - mówi Marek Wójcik, który był jego nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej w Zębie.

Zwyciężał w biegach, miał smykałkę do piłki

Zanim jednak zaczął błyszczeć na skoczni, świetnie radził sobie na nartach biegowych. - Wówczas w naszej szkole nie było sali gimnastycznej i w ten sposób prowadziliśmy zajęcia. Te narty od samego początku mu spasowały. Dało się zauważyć, że ma wielki talent. Po kilku zajęciach zdecydowaliśmy się go wystawić na gminne zawody w Murzasichlu, a on je zwyciężył - wspomina Wójcik.

- Na tle swoich rówieśników świetnie radził sobie też na boisku piłkarskim. Mieliśmy wtedy drużynę trampkarzy i zgłosiłem do niej Kamila, ale w sumie zagrał w jednym meczu, bo trener Zbigniew Klimowski (pierwszy trener Stocha - red.) odradził mu piłkę, ze względu na urazowość tego sportu. Bramki wtedy nie zdobył, ale widać było, że ma do tego smykałkę - dodaje.

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Po skoku Kamila zapanowała euforia

Złamał statut szkoły, ale udowodnił swoją rację

Nauczyciel wychowania fizycznego podkreśla, że Stoch był grzecznym i ułożonym uczniem, który nigdy nie sprawiał problemów wychowawczych. Do głowy przychodzi mu tylko jedna anegdota. - Podczas jednego ze zgrupowań starsi chłopcy przefarbowali sobie włosy, a Kamil poszedł ich śladem i zrobił sobie blond. Ponieważ w statucie szkoły mieliśmy zapisane, że nie wolno tego robić, wychowawczyni zwróciła mu uwagę. Odpowiedział wtedy jednak, że nie liczy się kolor włosów, a to, jaką się jest osobą.

Wójcik zapamiętał jeszcze jedną szczególną cechę, która towarzyszyła Stochowi w okresie dzieciństwa. - Bardzo nie lubił przegrywać. Nikt nie lubi, ale on po prostu nienawidził. Kiedy graliśmy na lekcji w piłkę i jego drużyna przegrała, to zwracał uwagę kolegom, że za słabo się przyłożyli i że mogli zagrać znacznie lepiej. Od małego bardzo ambitnie podchodził do wszystkiego, co robił.

O zdanie zapytaliśmy również Bronisława Stocha - dziś wójta gminy Poronin, niegdyś dyrektora szkoły w Zębie. - Kamila znam od jego dziecięcych lat. Jak go pamiętam? Z plecakiem na plecach, nartami w ręce i zawsze z ojcem u boku. Kojarzę go jako chłopca, który każdą wolną chwilę spędzał na nartach. A kiedy któryś zjazd zakończył się wywrotką, nigdy go to nie deprymowało, a raczej motywowało do pracy - zauważa.

"Nie byłby w tym miejscu, gdyby nie rodzice"

Marek Wójcik i wójt Bronisław Stoch zgodnie twierdzą, że Kamil nie sprawiał w szkole żadnych kłopotów. Jak mówią, to zasługa rodziców, którzy w dzieciństwie darzyli go szczególną opieką i wspierali jego wielki talent sportowy. - To pani Jadzia Staszel założyła klub w Zębie, ale borykał się on z różnymi problemami, między innymi finansowymi. Pan Bronisław (ojciec Kamila - red.) miał malucha, którym woził syna i jego kolegów na zajęcia do Zakopanego - wspomina Wójcik. Zaznacza też, że w klubie z Zębu pierwsze kroki stawiał też drugi czołowy polski skoczek - Dawid Kubacki.

Wójt gminy z kolei dodaje, że ojciec Kamila - z wykształcenia psycholog - doskonale potrafił kierować emocjami syna. - Wzbudzał w nim motywację, kiedy coś nie wychodziło, albo przygaszał euforię, kiedy wydawałoby się, że sukces powinien dawać olbrzymią radość. Zawsze mu powtarzał - nie ciesz się zawczasu, bo jutro może być gorzej. Solidnie, codziennie pracuj, a sukces wtedy przyjdzie. I ta maksyma się świetnie sprawdziła.

- Trzeba podkreślić, że Kamil nie byłby w tym miejscu, w którym jest dzisiaj, gdyby nie rodzice - potwierdza Wójcik. Po chwili przyznaje, że skoczek od najmłodszych lat otaczał się wyjątkowymi ludźmi, którzy mieli duży wpływ nie tylko na rozwój talentu, ale także na jego osobowość i mentalność. Jedną z nich był między innymi śp. Mieczysław Marduła, zwany "Dziadkiem".

- To był taki trener z duszą. Kamil się z nim zaprzyjaźnił, a "Dziadek" przez długi czas był jego powiernikiem. To on pomógł przeprowadzić chłopca przez trudny okres dorastania, kiedy trochę pogubił się koordynacyjnie. To z nim Kamil dzielił się swoimi sukcesami i z nim przeżywał porażki - opowiada.

Dzieci chcą skakać jak Kamil. Pomógł nawet prezydent Kwaśniewski

Kilkanaście lat temu dzieci zapatrzone były w Adama Małysza i chciały iść jego śladem. Dziś to Stoch stał się przykładem dla najmłodszych i to nie tylko dla tych, którzy marzą o wielkiej sportowej karierze. Szkoła w Zębie stara się jak najlepiej wykorzystać jego sukcesy, tak, by zaowocowały one również w przyszłości.

- Nasza szkoła jest wyjątkowa, bo oprócz tego, że ma już 130 lat, wypuściła tak wspaniałych absolwentów jak Stanisław Bobak, Józef Łuszczek, czy właśnie Kamil Stoch. Nie ma takiej drugiej szkoły, z której wywodzi się tyle wybitnych postaci w sportach zimowych. Kontynuujemy tradycję. W zimie prowadzimy zajęcia na nartach, współpracujemy z klubem LKS Poroniec, a najzdolniejsza młodzież wysyłana jest na zawody. Mamy takich uczniów, którzy ujawniają podobne predyspozycje do Kamila, ale trudno jest określić, czy będą miały taką samą wytrwałość w dążeniu do celu jak on - mówi Marek Wójcik.

Liczne sukcesy Stocha sprawiły, że szkołą w Zębie zainteresowały się państwowe instytucje, które chciały wesprzeć placówkę, w kształtowaniu kolejnych pokoleń sportowców. W niektórych przypadkach skończyło się jedynie na obietnicach, w innych na realnej pomocy. Od lat szkołę wspiera przede wszystkim Urząd Gminy w Poroninie. Po igrzyskach olimpijskich w Soczi, z prywatną inicjatywą wyszedł natomiast prezydent Aleksander Kwaśniewski. Przekazał on pieniądze, dzięki którym zakupiono dziesięć kompletów do narciarstwa biegowego.

- Serce rośnie, kiedy patrzy się na dzieci, które próbują przypinać narty na stoku narciarskim i mówią, że będą skakały jak Kamil. Trudno przesądzać o tym, czy wśród nich znajdzie się jego następca, ale kładziemy duży nacisk, aby w szkołach narciarstwo było sportem dominującym. Wykorzystujemy przy tym warunki klimatyczne, terenowe, jak również świetny przykład, jaki płynie z naszej reprezentacji. Takie rzeczy mają sens, bo z dziesiątek młodych chłopaków, na pewno wyrośnie kilku takich, którzy wybiorą sportową ścieżkę kariery, a pośród nich być może trafi się ktoś pokroju Kamila - kończy z nadzieją wójt gminy.

Komentarze (2)
Ryszard Kurant
17.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
youtube.com/watch?v=c95Jwhg1dM8 WOW :D 
avatar
kazimiera
17.01.2018
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz