Już w piątek 19 stycznia odbędzie się pierwszy konkurs mistrzostw świata w lotach narciarskich. Kibice czekają z niecierpliwością na zawody w Oberstdorfie, bo rywalizacja na mamucich skoczniach zawsze wywołuje dodatkowe emocje. Polacy szczególnie liczą na Kamila Stocha, który niedawno w pięknym stylu wygrał Turniej Czterech Skoczni.
Może jednak być ciężko o medale, bo Polacy nie są specjalistami na mamutach. Przed laty mieliśmy jednak swojego rekordzistę świata. W 1987 roku Piotr Fijas skoczył 194 metrów i przez siedem lat nikt nie potrafił pobić jego wyniku.
Dziś takie odległości dla wielu skoczków nie są żadnym problemem. Obecny rekord świata należy do Stefana Krafta, który w ubiegłym roku skoczył 253,5 m w Vikersund. Fijas opowiada, że kiedyś było o wiele bardziej niebezpiecznie.
- W tej chwili skacze się bezpieczniej. Styl V, inny sprzęt, zmienione profile skoczni, dzięki czemu nie ma takiego wysokiego lotu. Kiedyś w najwyższym punkcie leciało się 10-12 metrów nad zeskokiem - mówi w rozmowie z "Polska The Times".
Nie tylko wysokość lotu się zmieniła. W czasach Fijasa skoczkowie osiągali prędkość na progu nawet ponad 110 km/h. Ponadto zawodnicy byli ciężsi i szybciej ściągało ich na ziemię. Teraz na szczęście jest o wiele bezpieczniej.
ZOBACZ WIDEO: Niebywały wyczyn polskiego narciarza. "Sam się dziwię, że to zrobiłem" [1/3]