Małysz wspomina debiut na mamuciej skoczni. "Trząsłem portkami"

Newspix /  TOMASZ MARKOWSKI / NEWSPIX / Na zdjęciu Adam Małysz
Newspix / TOMASZ MARKOWSKI / NEWSPIX / Na zdjęciu Adam Małysz

W Oberstdorfie, gdzie zaczynają się mistrzostwa świata w lotach narciarskich, rozpoczęła się przygoda Adama Małysza z mamucimi skoczniami. Po latach "Orzeł z Wisły" przyznaje, że w debiucie był przerażony.

Polscy skoczkowie już są w Oberstdorfie, gdzie czekają na zawody mistrzostw świata w lotach narciarskich. Ostatnia rywalizacja na mamuciej skoczni Kulm pokazała, że naszym reprezentantom może być ciężko walczyć o medale. Najwyżej był Stefan Hula, który zajął czternaste miejsce, a sporym rozczarowaniem był start Kamila Stocha, który był dopiero 21. Zawody na mamucich skoczniach to najtrudniejsze wyzwanie dla każdego zawodnika.

- Słyszałem kiedyś takie porównanie, że loty narciarskie są dla skoczków jak dla piłkarzy Liga Mistrzów. To wyższa półka, a radę dają sobie tylko najlepsi i najmocniejsi psychicznie - tłumaczy Adam Małysz na swojej oficjalnej stronie malysz.pl.

Dla Adama Małysza skocznia w Oberstdorfie to wyjątkowe miejsce, bo to tam zaliczył swój debiut na mamuciej skoczni. Teraz o nim opowiedział i przyznaje, że wówczas towarzyszył mu strach.

- Mieliśmy jechać na te zawody z trenerem Pavlem Mikeską i Wojtkiem Skupniem. Bałem się strasznie. Można powiedzieć, że trząsłem portkami. Otuchy dodawał mi tylko fakt, że jedzie ktoś ze mną, Wojtek. Przed samym wyjazdem okazało się jednak, że plan się zmienił i będę sam. Wojtek nie wystartuje. Było to dla mnie trudne zadanie, z wielu powodów. Nie dość, że miałem debiutować na mamucie w wieku 17 lat, to nie miałem wsparcia znającego takie obiekty zawodnika z reprezentacji. "Wspierali" mnie za to koledzy Czesi, którzy przychodzili do mnie przed skokami i pytali: "Co, przyjechał cię tu Mikeska stracić?". Brzmiało to niefajnie i nie dodawało otuchy. Ale cóż, trzeba było sobie poradzić - wspomina "Orzeł z Wisły".

Trema i strach nie były jedynym problemami. W Niemczech panowały wówczas bardzo trudne warunki. Padający śnieg i mocny wiatr sprawiły, że odbyła się tylko jedna seria. Jak wypadł debiut Małysza?

- Moje skoki, co tu wiele opowiadać, nie były zbyt piękne i dalekie. Raczej chodziło w nich o to, by przetrwać. Zaliczyć tego mamuta i nie zrobić sobie krzywdy. Pogoda była fatalna. Tory były przygotowane nieźle, ale mocno wiało i padał śnieg. Ten śnieg cały czas zasypywał rozbieg. Organizatorzy próbowali wymiatać go miotłami, ale nie za bardzo to im wychodziło. Ja startowałem za reprezentantem Szwajcarii Stefanem Zuendem. Uzyskałem 128 metrów. Na skoczni mamuciej. Po mnie skakało jeszcze wielu zawodników, a ja utrzymywałem się na drugim, trzecim miejscu. Więc łatwo sobie wyobrazić, co tam się działo - opowiada.

Potem z każdym rokiem było już tylko lepiej. Nasz wybitny skoczek zakończył karierę z rekordem życiowym 230,5 m. Raz zdobył Małą Kryształową Kulę za najlepsze wyniki na mamutach. Nigdy jednak nie zdobył medalu w mistrzostwach świata w lotach narciarskich. Tego samego brakuje w dorobku Stocha, który w piątek i niedzielę będzie miał szanse na prześcignięcie swojego poprzednika.

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Byłem bardzo zły. Podjęliśmy decyzję, abym nie rozmawiał z mediami

Komentarze (1)
avatar
yes
18.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Można powiedzieć, że trząsłem portkami" - czyli faktycznie trząsł czym innym.
.czym?