Ostatnia szansa Adama Małysza. Po tym skoku nie krył podłamania

Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu: Adam Małysz
Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu: Adam Małysz

W 2010 roku Adam Małysz miał największą szansę na wywalczenie medalu MŚ w lotach. Będący w świetnej formie Orzeł z Wisły był kandydatem nawet do złota. Niestety, osiem lat temu przeżył wielkie rozczarowanie i stracił ostatnią szansę w karierze.

- Jestem załamany... - mówił smutnym głosem po swoim ostatnim skoku na mistrzostwach świata w lotach. Jedynej imprezie w swojej wielkiej karierze, na której nigdy nie udało mu się wywalczyć medalu. Adam Małysz, jeden z najlepszych skoczków w historii tej dyscypliny miał właśnie wtedy, w 2010 roku w Planicy przełamać złą passę.

Wówczas mistrzostwa świata w lotach kończyły sezon 2009/2010, tak dla Polaka znakomity. Mimo braku fajerwerków w pierwszej części sezonu Małysz uspokajał, że forma ma przyjść we właściwym momencie. I przyszła - w lutym wywalczył dwa srebrne medale na igrzyskach olimpijskich w Vancouver, przegrywając jedynie z niesamowitym Simonem Ammannem.

Po igrzyskach zachwycał nadal i tylko on potrafił nawiązać walkę ze Szwajcarem. Cztery razy z rzędu stawał na podium i rozbudzał nadzieje kibiców na ostatni akord sezonu. Wszyscy wierzyli, że w Planicy wreszcie prześcignie Ammanna i zdobędzie pierwszy od 31 lat dla Polski medal mistrzostw świata w lotach.

Trzeba pamiętać, że Małysz nigdy nie miał szczęścia na tej imprezie. W 2002 roku w Harrachovie jednym gorszym skokiem zaprzepaścił szanse na podium. Tak się układało, że na kolejnych trzech edycjach MŚ zawsze był w słabszej dyspozycji. Co więcej, nigdy nie udało mu się zakończyć tej imprezy w czołowej "10".

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 78. Niebywały wyczyn polskiego narciarza. "Sam się dziwię, że to zrobiłem"

Pech, ponieważ choćby w 2003 roku wyrównywał w Planicy ówczesny rekord świata w długości lotu Andreasa Goldbergera (225 m). Cztery lata później na tej samej skoczni był nie do pobicia i wygrał wszystkie trzy konkursy z rzędu na Velikance w ciągu jednego jednego weekendu, pieczętując zwycięstwo w klasyfikacji generalnej całego sezonu.

W 2010 roku Planica miała znów "wyzwolić moc zwycięstwa Adama Małysza", jak przekonywał słynny komentator Włodzimierz Szaranowicz. I choć podczas mistrzostw legendarny sprawozdawca przechodził samego siebie, nie pomogło to Małyszowi.

Jednak po pierwszym dniu MŚ wszyscy byli zachwyceni. Polak był drugi (217,5 i 215 metrów), z zaledwie 2,8 pkt straty, oczywiście do Ammanna. Jako że nigdy w historii prowadzący po pierwszych dwóch seriach nie utrzymał prowadzenia do końca zawodów, żyliśmy nadzieją, że Orzeł z Wisły wreszcie stanie na podium, i to na jego najwyższym stopniu.

Niestety, drugiego dnia mistrzostw nasz mistrz nie był sobą. Nie miał też szczęścia do warunków. Jeszcze po trzeciej serii utrzymywał drugą lokatę, jednak znacznie stracił dystans do Szwajcara, lądując aż o 16 metrów bliżej (211 metrów). Zbliżyli się za to do niego Gregor Schlierenzauer i Anders Jacobsen.

Przed ostatnią serią nikt jednak nie brał pod uwagę braku medalu, a zwłaszcza wspomniany już Szaranowicz.

"Na progu ma eksplodować całą mocą. Adam, czekamy na wielki wyczyn! (...) A więc trzeba się odbić wysoko, niczym ptak! A potem zamienić w małego wielkiego człowieka, rozpiętego między nadzieją zwycięstwa i naszymi marzeniami! Leć bez końca, bez prawa ciążenia!" - komentarz legendarnego komentatora z pewnością przeszedłby do historii, podobnie jak choćby ten z MŚ w Predazzo z 2003 roku.

Zabrakło tylko najważniejszego. Małysz, targany w powietrzu podmuchami wiatru uzyskał zaledwie 211,5 metra. Nerwowe oczekiwanie na miejsce Polaka przyniosło w końcu wiadomość o trzeciej lokacie, ze stratą do Jacobsena wynoszącą... 0,4 punktu. Po wyświetleniu wyników Polak nie ukrywał smutku, bo po chwili Ammann wylądował znacznie dalej i zepchnął go z podium.

- Jestem załamany, strasznie się to wszystko popsuło. Taka szansa na medal tej imprezy może mi się już pewnie nie powtórzyć... Te 211 metrów będzie mi się śnić - mówił dziennikarzom podłamany Małysz, który już czuł, że do kolejnych MŚ w lotach w Vikersund nie wydłuży swojej kariery.

Tak też się stało. Rok później Orzeł z Wisły zakończył swoją niezwykłą karierę. I jeśli czegoś można żałować, to jedynie tego braku medalu MŚ w lotach.

W piątek i w sobotę przed szansą na "pokonanie" Małysza stanie Kamil Stoch. Choć skoczek z Zębu nie wywalczył tak wielu medali jak jego starszy kolega, to udało mu się wywalczyć złoto na każdej wielkiej imprezie, w tym przede wszystkim na igrzyskach olimpijskich. Jeśli wygra mistrzostwa świata w lotach w Oberstdorfie, stanie na równi z legendarnym Mattim Nykanaenem.

Komentarze (1)
avatar
Paweł Gurski
19.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Sami optymiści ? Stoch ma nikłe szanse na medal. Oczywiście biorę pod uwagę głównie warunki wietrzne które mogą sporo tutaj zepsuć bo w samego zawodnika wierzę, ale konkurencja w lotach jest ni Czytaj całość