Zapowiedź festiwalu zmian platform startowych miała miejsce już podczas piątkowych kwalifikacji na Heini-Klopfer-Skiflugschanze (HS235). Eliminacje rozpoczęto z 21. belki. Później obniżono rozbieg do nr 19, a najlepsi skakali z nr 17.
W dwóch seriach konkursowych roszad długości najazdu było jeszcze więcej. Pierwsza seria zmagań rozpoczęła się z 17. belki. Po bardzo dalekim skoku Richarda Freitaga jury nie chciało ryzykować zdrowia zawodników i obniżyło platformę do nr 16. Z niej znakomicie skoczył Kamil Stoch (230 metrów). Wówczas nie zdecydowano się jednak na kolejną roszadę rozbiegu.
O dziwo zrobiono to dopiero pod koniec pierwszej serii, gdy wiatr w plecy wzmógł się. Wtedy bardziej przydałoby się podwyższenie belki, a tymczasem ją obniżono (najpierw do nr 15, a potem do 14). Tym samym tylko w pierwszej serii aż 3 razy zmieniano długość najazdu do progu.
Jeszcze więcej tych roszad kibice zaobserwowali w drugiej kolejce. Rundę rozpoczęto z bardzo wysokiej 25. belki. Taka decyzja jury była podyktowana mocnym wiatrem w plecy. Gdy już rozpoczęła się druga kolejka podmuchy zaczęły jednak bardzo mocno słabnąć. Organizatorzy szybko zaczęli reagować. Najpierw obniżyli belkę startową do nr 22. Później skoczkowie odpychali się od 19. platformy, następnie 17., a nawet 16.
Z tej ostatniej skok oddał m. in. Andreas Stjernen. Po jego próbie wiatr w plecy wzmógł się i wówczas zabrakło bardziej zdecydowanej reakcji jury. Co prawda podniesiono belki do nr 17, a chwilę później do 18. To było jednak za mało, by przy mocnych podmuchach w plecy skoczkowie odlecieli. Stracili na tym Simon Ammann, Słoweńcy Anze Semenic i Jernej Damjan oraz Noriaki Kasai. Cała czwórka oddała słabe skoki i o czołowych lokatach w 25. MŚ w lotach mogła zapomnieć.
Dopiero po fatalnym skoku Kasaiego (123,5 metra) jury podniosło jeszcze rozbieg do nr 20. Wówczas nie było to jednak już potrzebne, bowiem wiatr osłabł. Dlatego jeszcze przed skokiem Stocha zmniejszono rozbieg do nr 18, a później przed próbą Daniela Andre Tande, ale już na życzenie jego trenera Alexandra Stoeckla, do nr 16.
Łącznie w dwóch seriach zmieniano belkę aż 9 razy. To rekordowy wynik w bieżącym sezonie i rzadko spotykany w skokach narciarskich. Warto podkreślić, że gdyby nie było możliwości zmiany rozbiegu, prawdopodobnie piątkowych zmagań - ze względu na silny wiatr - nie udałoby się przeprowadzić.
Z drugiej strony mogły irytować sytuacje pod koniec pierwszej i drugiej kolejki, gdy raz jury zareagowało za bardzo zachowawczo, a za drugim razem zbyt pasywnie. Takie zachowanie wytłumaczył jednak w rozmowie z Michałem Regulskim z TVP Sport Adam Małysz. - W ostatnim czasie było do jury sporo pretensji o puszczanie zawodników z wysokich belek. Na pewno mieli to na uwadze i przy tak ważnej imprezie po prostu nieco się bali i prowadzili zawody zachowawczo - stwierdził dyrektor w PZN do spraw skoków i kombinacji norweskiej.
Zamieszanie z belkami na pewno nie wypaczyło piątkowych wyników. W czołowej trójce, a nawet szóstce byli zawodnicy, którzy potrafią daleko latać i prezentują w bieżącym sezonie wysoką formę. Przypomnijmy, że na półmetku rywalizacji prowadzi Tande przed Freitagiem, Stochem, Kraftem, Stjernenem i Johanssonem. Dokończenie rywalizacji w sobotę, a relacja na żywo na WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Nikt nie wierzył w polskiego skoczka. Stefan Horngacher da mu szansę?