Depresja u skoczków narciarskich. Problem najwyższej rangi

Newspix / Foto Olimpik/Natalia Konarzewska / Na zdjęciu: Sven Hannawald (z lewej) i Adam Małysz (z prawej)
Newspix / Foto Olimpik/Natalia Konarzewska / Na zdjęciu: Sven Hannawald (z lewej) i Adam Małysz (z prawej)

Wiele godzin spędzonych poza domem, presja związana z wynikami, ciągły wyścig szczurów. Życie w świecie skoków narciarskich nie jest łatwe. Dlatego Sven Hannawald był bliski próby samobójczej, a Primoz Peterka wylądował w psychiatryku.

Depresja coraz większym problemem

Gdy przeciętny Kowalski słyszy o depresji sportowca z pierwszych stron gazet, chwyta się za głowę. Bo przecież ten ma sukcesy, ma pieniądze, ma zdrowie. Ma wszystko to, o czym kibic marzy, a niekiedy nie może osiągnąć. - Gdzie tu powody, by załamać się nerwowo? - myśli kanapowy obserwator. Błąd.

Wielu sportowców swoje sukcesy okupuje porażkami w innych dziedzinach. Nie mają życia rodzinnego, bo większość czasu spędzają w podróży - na zawody, na treningi, na zgrupowania. Ich związki albo nie istnieją, albo lada moment przestaną istnieć. Bo trudno zbudować prawdziwe i szczere relacje, jeśli druga strona bywa poza domem przez znaczna część roku. Reżim treningowy i inne zobowiązania marketingowe sprawiają, że choć ma się sporo pieniędzy, to nie ma okazji, by je wydać.

Jest ciągły wyścig szczurów i presja na wynik. Szczególnie dzisiaj, w czasach mediów społecznościowych i internetu. Ci najmniej odporni psychicznie łatwo mogą się załamać. Wystarczy jedna, druga porażka. Moment, w którym nikt nie przyjdzie i nie uświadomi, że jutro też jest dzień, że na danych zawodach świat się nie kończy.

- To nie jest tak, że najlepsi sportowcy świata są nie do złamania. Przychodzi taki moment, że ciało odmawia posłuszeństwa i zaczynają się problemy - mówi Sven Hannawald.

Przypadek Svena Hannawalda

Hannawald najlepiej wie, o czym mówi. Niemiec pierwsze sukcesy odnosił już jako 13-latek. Na szczyt skoków narciarskich wdrapał się na początku 2002 roku. Wtedy, jako pierwszy w historii wygrał cztery konkursy w Turnieju Czterech Skoczni. Później leciał na igrzyska olimpijskie do Salt Lake City jako jeden z głównych faworytów imprezy. Wrócił stamtąd z srebrnym medalem, zdobytym na normalnej skoczni.

Niewielu jednak wie, że już wcześniej, bo pod koniec sezonu 2000/2001 Hannawald przeżywał załamanie nerwowe. Był wychudzony. Nie widział sensu w treningach. - On już się nie śmiał, nie bawił, nie płakał. To nie był człowiek - mówił wtedy Reinhard Hess, pełniący obowiązki trenera reprezentacji Niemiec.

Sukces w TCS oraz Salt Lake City był tylko chwilową przerwą w jego walce z samym sobą. Gdy w marcu 2002 roku nabawił się dość poważnej kontuzji, w końcu poczuł radość, bo... nie musiał skakać. To był początek zjazdu w karierze Hannawalda. Sezon 2003/2004 okazał się ostatnim w jego karierze.

Diagnoza psychologów głosiła, że Hannawald cierpi na tzw. syndrom wypalenia. Skoki przestawały dawać mu radość, nie widział sensu w dalszych treningach. - Byłem wrakiem człowieka. Wewnątrz siebie czułem niepokój, nie wiedziałem dlaczego. Bywało, że w nocy chodziłem po schodach. Po prostu. Góra, dół, góra, dół. Wiedziałem, że długo tak nie pożyję - dodaje niemiecki skoczek.

Robert Enke otworzył oczy innym

- Byłem załamany. Czułem się słaby, ale nikt nie umiał mi powiedzieć, co się dzieje. Chodziłem od lekarza do lekarza. Może mam raka? Nawet taka diagnoza przyniosłaby mi ulgę - opowiada o swoim szukaniu odpowiedzi Hannawald.

Niemiecki skoczek otworzył oczy dopiero w 2009 roku, po tym jak Robert Enke popełnił samobójstwo. Niemiecki bramkarz rzucił się pod pociąg, a jego tragedia poruszyła całe Niemcy. Bo Enke miał szczęśliwą rodzinę, pewne miejsce w składzie Hannoveru 96, miał bronić bramki reprezentacji podczas zbliżających się mistrzostw świata w RPA. Enke zostawił list pożegnalny. W nim przeprosił za ukrywanie swojej depresji. Miał z nią walczyć od lat. Od momentu, gdy trafił do FC Barcelony i nie poradził sobie z grą w katalońskim klubie.

- Gdybym nie zrezygnował ze skoków, skończyłoby się zapewne próbą samobójczą. Zrozumiałem to dopiero dzięki Robertowi Enke. Dotarło do mnie, że ze mną mogło być podobnie. Enke otworzył wszystkim oczy. Gdy Robert popełnił samobójstwo, do społecznej świadomości dotarło, że depresja nie jest chorobą, której należy się wstydzić i która nie wymaga szpitalnego leczenia. Ludzie zrozumieli, że często dotyczy osób, które za bardzo się poświęcają jakiejś sprawie. Dają z siebie zbyt dużo i nie potrafią przestać. Wykorzystują każdy moment, by się doskonalić - mówi dziś Hannawald.

Nie tylko Hannawald

Jednak nie tylko Hannawald miał swoje problemy. W 2012 roku do szpitala psychiatrycznego trafił Primoz Peterka. Słoweniec w przeszłości dwukrotnie zdobywał Kryształową Kulę, a po zakończeniu kariery został asystentem trenera kadry kobiet. To zapoczątkowało jego kłopoty.

Gdy informacja o załamaniu nerwowym Peterki przedostała się do mediów, słoweński związek narciarski tłumaczył, że były skoczek znalazł się w psychiatryku ze względu na "ogólne wyczerpanie i emocjonalny stres".

ZOBACZ WIDEO Maciej Żurawski: Kamil Stoch to kozak. Trzeba mu podziękować za świetną robotę na igrzyskach

Później wyszło na jaw, że Peterka miał też problemy rodzinne. 38-latek załamał się po rozwodzie. Żona oskarżała go o nadużywanie alkoholu, niewierność i częstą nieobecność w domu. Partnerka Peterki nie wytrzymała w momencie, gdy skoczek zaczął współpracę z kadrą kobiet.

Peterka, gdy nie potrafił poradzić sobie z problemami psychicznymi, zaczął sięgać po alkohol. To wśród skoczków powszechne zjawisko. Chyba w żadnej dyscyplinie nie mieliśmy w ostatnich latach tylu przypadków, by sportowcy przyznawali się do problemów z piciem. W ten sposób z gorszymi chwilami próbowali się uporać się m. in. Matti Nykanen, Janne Ahonen i Harri Olli. To jednak opowieść na inną okazję.

Historia Alexandra Pointnera

Głośno było też o przypadku Alexandra Pointnera. Austriak wprowadził austriackie skoki na szczyt. Za jego kadencji reprezentanci Austrii, jak chociażby Thomas Morgenstern czy Gregor Schlierenzauer, masowo zdobywali medale. Tyle że sam trener walczył ze swoim wewnętrznym demonem.

Nad rodziną Pointnera wisi fatum. On walczył z depresją, podobnie jak jego syn. W 2014 roku jego córka próbowała popełnić samobójstwo. Udało się ją uratować, ale wskutek uszkodzenia mózgu przez wiele miesięcy pozostawała w stanie wegetatywnym. Zmarła pod koniec 2015 roku. - Żałoba nie mija - powiedział dwa lata po tej tragedii.

Pointner bardzo długo zastanawiał się nad tym, czy sam przyczynił się do dramatu swojej córki, czy wpływ na to miały jego częste nieobecności w domu. Aż w końcu napisał książkę "Odwaga skakania". To była jego forma terapii.

Austriacki trener mówi też wprost, że w środowisku skoków narciarskich są osoby, które najchętniej by omijał. - W ostatnim czasie wspierałem bułgarskiego skoczka. Piękna sprawa. Muszę jednak przyznać, że w świecie skoków narciarskich są ludzie, którzy nie wpływają na mnie dobrze. Dlatego odpowiedź na pytanie czy kiedyś wrócę do tej pory brzmi: obecnie raczej nie. Jednak nigdy nie mów nigdy. Jedyne co wiem, to to, że życie w sekundzie może zmienić się w bardzo brutalny sposób - stwierdził ostatnio.

Źródło artykułu: