Mówi się, że Nowy Jork to miasto, które nigdy nie śpi. Każdy, kto w ostatni weekend marca spędził choć jedną dobę w niewielkim słoweńskim miasteczku o nazwie Kranjska Gora, śmiało stwierdzi, że można o nim powiedzieć dokładnie to samo.
Skoczna, regionalna muzyka gra w najlepsze, a miejscowi wodzireje zapraszają do wspólnej zabawy. Długo zachęcać nie muszą. Fale kibiców zalewają wąskie deptaki miasteczka, jak tylko na Letalnicy kończy się sportowy spektakl. To już tradycja, że zabawa spod skoczni przenosi się jakieś 6 kilometrów dalej.
Najpierw trzeba jednak odstać swoje w ciągnących się czasem kilka kilometrów korkach. Ci najbardziej niecierpliwi zdążą jednak w międzyczasie wysiąść z autokaru albo busa i głośno zamanifestować swoją radość. Najlepiej z małym, plastikowym kanistrem czegoś wyskokowego w ręku. Ale spokojnie. W ten weekend nawet pilnujący porządku mundurowi zdają się być bardziej łaskawi. Kiedy wesołe autobusy dotrą wreszcie pod Hotel Kompas albo słynny pub Vopa, zabawa się rozkręca i trwa w najlepsze.
Najwięcej dzieje się tutaj w sobotę. A chcąc być naprawdę precyzyjnym wypadałoby dodać: z soboty na niedzielę. Wszak nie wszyscy skoczkowie mają przywilej oddania skoku podczas finałowych zawodów. Najlepsza "30" Pucharu Świata trzyma fason. Pozostali? Całkiem często kufel z piwem. Zawodnicy bawią się razem z kibicami i opijają kończący się sezon.
O mocno nakrapianych imprezach skoczków narciarskich, jakie się tutaj odbywają, zrobiło się głośno już ładną dekadę temu. Pewnego razu Janne Ahonen zapomniał chyba, że w niedzielę ma się zaprezentować w finałowych zawodach. Pech chciał, że skok był długi, a chwiejne jeszcze nogi odmówiły posłuszeństwa. Tylko jak tu trafić do szpitala, żeby sprawa się nie wydała? Po kilku latach całą sprawę można było już w ramach prawdziwego hitu opisać w swojej biografii.
Nie przesadzi ten kto powie, że przyjechać na Puchar Świata do Planicy, i nie odwiedzić przy okazji słynnej "Kranjskiej", to tak jak być w Paryżu i nie zobaczyć wieży Eiffla. Zakopane ma Krupówki, a Planica, jako że jest doliną i próżno tam szukać deptaku otoczonego knajpkami, doskonale "współpracuje" z tym urokliwym miasteczkiem. Zasada jest prosta: w Planicy się skacze i kibicuje, w Kranjskiej imprezuje. Byle nie na odwrót!
Barbara Toczek z Planicy
ZOBACZ WIDEO Adam Małysz o Horngacherze: Wszyscy czekamy