- Kamil (Stoch - przyp. red.) do dziś wspomina, że zawsze chodziłam wszędzie z judokami i nie dało się do mnie dopchać. Byliśmy zgraną ekipą. Zdarzało się, że ważący 160 kilogramów Janusz Wojnarowicz odprowadzał mnie do szkoły - zdradziła w rozmowie z "Faktem" małżonka trzykrotnego mistrza olimpijskiego w skokach narciarskich, Ewa Bilan-Stoch.
- Czasami odprowadzał mnie (Wojnarowicz - przyp. red.) nawet z kolegą ze Słowacji, który ważył 140 kg, więc w sumie ochraniało mnie trzysta kilogramów żywej wagi. Nie dziwię się, że Kamil trochę się obawiał... - dodała żona Stocha.
Jasnowłosa góralka dziś śmieje się z tego, że jej przyszły małżonek nie miał lekko, jeśli chodzi o początki ich znajomości. Starsza o dwa lata od reprezentanta Polski Ewa Bilan w czasach szkolnych nie zwróciła uwagi na Kamila, który wtedy uczęszczał do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem.
- Zakochanych połączył przypadek - czytamy w "Fakcie". Para miała okazję się poznać w 2006 r., kiedy Stoch startował w zawodach Pucharu Świata w Planicy, a jego przyszła żona pracowała jako fotoreporterka. Spotkali się pod skocznią, a potem na jednej z ulic Kranjskiej Gory. Tak zrodziła się wielka miłość, która trwa do dziś.
- Wiedziony instynktem nie zrobił nic mądrego: capnął dziewczynę za plecy, huknął jeszcze w ucho na przestrach dla lepszego efektu. Spowodował morderczą chęć oddania uderzenia (w końcu Ewa w SMS Zakopane trenowała azjatyckie sporty walki), ale swoje osiągnął: został zauważony. Zaczęli spacerować we dwoje - można przeczytać w tygodniku "Plus Minus", gdzie dziennikarz "Rzeczpospolitej" Krzysztof Rawa opisuje szczegóły pierwszej randki pary.
ZOBACZ WIDEO Stefan Hula. "Nie miał za co żyć. Z żoną zaczęli szyć stroje"