Stoch i koledzy zaciemnili obraz. Zaplecze kadry w głębokim kryzysie

Getty Images / Stanko Gruden/Agence Zoom / Na zdjęciu: Klemens Murańka
Getty Images / Stanko Gruden/Agence Zoom / Na zdjęciu: Klemens Murańka

Trwa propaganda sukcesu polskich skoczków, a przecież przyszłość dyscypliny nie jawi się w kolorowych barwach. Zawodnicy zaplecza kadry zupełnie nie liczyli się w Pucharze Kontynentalnym. Honor ratowali bardzo utalentowani juniorzy.

Zaledwie kilka miejsc w dziesiątce, ani jednego podium w Pucharze Kontynentalnym, czyli drugiej lidze światowych skoków. Gdyby nie starty Jakuba Wolnego (członka pierwszej reprezentacji) i wielce obiecującego juniora Tomasza Pilcha, bilans Biało-Czerwonych byłby żenujący. 17-latek wygrał dwa konkursy, raz zajął drugie miejsce i od razu przeskoczył szczebel wyżej, do światowej ekstraklasy. Wolny udowodnił, że Puchar Kontynentalny to za niskie progi - startował siedem razy, cztery razy wylądował na podium. Zadowalająco spisywał się kolejny z młodych wilczków, Paweł Wąsek. A bardziej doświadczona kadra B, traktowana jako okno wystawowe dla trenerów pierwszej reprezentacji, prezentowała się karygodnie.

Aleksander Zniszczoł i Klemens Murańka wielokrotnie skakali na dużych zawodach, Krzysztof Miętus pojechał na igrzyska do Vancouver. Cała trójka, potencjalnie aspirująca do awansu, zazwyczaj oglądała plecy juniorów trenera Macieja Maciusiaka. Trzecią dziesiątkę okupował mniej znany Przemysław Kantyka, ale nie wypada mu przegrywać z Ukraińcami i Estończykami. Stanisław Biela okazywał się słabszy w wewnętrznej rywalizacji z młodzieżą i jeździł głównie na Puchar FIS, konkursy o znacznie niższej randze.

Murańka sam przyznawał, że miniony sezon był jego najgorszym w karierze, choć latem wygrywał konkursy. Podobnie Zniszczoł, świetny na igelicie, co najwyżej przeciętny na śniegu. Kwintesencją tego sezonu były dwa konkursy w Zakopanem. Gdzie błyszczeć, jak nie u siebie? Owszem, Polacy pokazali się z niezłej strony, ale wyłącznie juniorzy - Wąsek i Bartosz Czyż. Spośród kadry B najwyższe, 30. miejsce zajął Zniszczoł. Katastrofa.

W innych reprezentacjach skoczkowie z zaplecza naciskali krajową czołówkę. Ci najlepsi, jak Andreas Wank, Anze Lanisek, Manuel Fettner czy rewelacyjny młodzian Marius Lindvik, dostawali szansę w Pucharze Świata i punktowali. Dorobek polskich zmienników jest żenujący - ani jednej lokaty w czołowej "30" i ledwie kilka startów. Po prostu na więcej nie zasługiwali. Częściej przebijali się Pilch, Wąsek i Andrzej Stękała.

Było jasne, że po koszmarnym sezonie pracę straci Czech Radek Zidek. Zastąpił go Maciusiak, opiekun Pilcha i reszty juniorów. Związek zapowiedział, że 17 kwietnia poda oficjalne podział na trzy grupy. Może dojść do sporych przetasowań w składach. Zmian nie da się uniknąć, w końcu to już drugi fatalny sezon w wykonaniu rezerwowych.

ZOBACZ WIDEO W polskiej kadrze skoczków potrzebna jest rywalizacja. "Fundamenty są nietrwałe"

Źródło artykułu: