Maciej Kot miał nadzieję, że po słabych występach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen przełamie się na skoczni Bergisel. Na treningach w Innsbrucku spisywał się nieźle - w pierwszym, po skoku na odległość 127 m, zajął 25. miejsce. W kolejnej serii treningowej był 41. Można było mieć nadzieję, że w końcu zdoła się zakwalifikować do konkursu.
- Byłem pozytywnie nastawiony na cały dzień. Cieszyłem się na skoki w Innsbrucku, lubię tę skocznię, pierwszy skok treningowy był dobry, drugi niezły - mówił Kot w rozmowie z Eurosportem.
Niestety w trakcie kwalifikacji problemy powróciły. Kot uzyskał zaledwie 106,5 m, co pozwoliło mu zająć dopiero 57. miejsce. Najgorsze z Polaków. - Kryzys trwa? - zapytał go dziennikarz Eurosportu. - Tak - odparł ze smutkiem skoczek.
- Ciężko mi powiedzieć, co się stało w kwalifikacjach. Próg nie oddał mi energii. Nie wiem, czy to była kwestia ustawienia pozycji czy błędu technicznego. Na pewno nie był to dobry skok - podkreślił skoczek z Zakopanego.
Kot nie traci nadziei, że jeszcze w tej edycji TCS wystąpi w konkursie głównym. - Czasami jeżeli coś nie idzie, to człowiek jest wystawiony na kolejną próbę, wszystko się sprzeciwia przeciwko niemu. Jest to trudny moment i życie zamiast mi ułatwiać ścieżkę, to jeszcze sprawia, że jest trudniejsza. Trzeba to przetrwać i odpowiedzieć, że dam radę. Wyjść z tego silniejszym. To jest cel, który mi przyświeca - zakończył rozmowę z Eurosportem.
ZOBACZ WIDEO: Rok 2018 w skokach. Najdziwniejszy konkurs w historii IO. "Mało kto pamiętał zimniejsze zawody"