67. TCS: Ryoyu Kobayashi może dokonać tego, co nie udało się japońskim legendom

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Ryoyu Kobayashi
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Ryoyu Kobayashi

Ryoyu Kobayashi prowadzi na półmetku rywalizacji w 67. Turnieju Czterech Skoczni. Japończyk wygrał zarówno w Oberstdorfie, jak i Garmisch-Partenkirchen. Wciąż ma szansę dokonać tego, co przed laty nie udało się japońskim legendom.

23-letni Ryoyu Kobayashi jest rewelacją sezonu 2018/2019 w PŚ w skokach narciarskich. Japończyk przewodzi klasyfikacji generalnej z dorobkiem 756 punktów. Drugi w tabeli Piotr Żyła traci do niego już 247 "oczek". Młodszy z braci świetnie spisuje się także w 67. Turnieju Czterech Skoczni.

Reprezentant "Kraju Kwitnącej Wiśni" wciąż ma szansę na dołączenie do niezwykle elitarnego grona skoczków, którzy zwyciężyli we wszystkich czterech konkursach TCS. Do tej pory ta sztuka udała się jedynie Svenowi Hannawaldowi (2001/2002) oraz Kamilowi Stochowi (2017/2018).

W przeszłości już dwójka rodaków Kobayashiego mogła przejść do historii, zgarniając "wielkiego szlema". W obu przypadkach skończyło się na trzech wygranych, jednakże z zupełnie różnych powodów.

Świadoma rezygnacja

Już w sezonie 1971/1972 mogło dojść do historycznego wyczyny. Znajdujący się w kapitalnej formie Yukio Kasaya już na otwarcie 20. TCS pokazał wielką klasę. 28-letni wówczas skoczek odniósł pewne zwycięstwo w Innsbrucku, pokonując o blisko 10 punktów Rainera Schmidta z NRD.

Noworoczny konkurs na Große Olympiaschanze w Garmisch-Partenkirchen również ułożył się pod dyktando Japończyka. Tym razem jego przewaga nad drugim Tauno Kayhko z Finlandii była jeszcze wyższa (13,7 pkt). Na półmetku rywalizacji Kasaya był zdecydowanym faworytem do triumfu w TCS, miał także szansę zgarnąć "wielkiego szlema".

ZOBACZ WIDEO Kto sportowcem roku w Polsce? "Stoch zrobił tyle, że więcej się nie da. A może nie wygrać"

Dzień później w Oberstdorfie również był najlepszy, choć tym razem nie zdominował rywalizacji. Jego przewaga w klasyfikacji generalnej wzrosła do 50,4 pkt. Wtedy jednak nastąpiło coś, czego mało kto się spodziewał.

Yukio Kasaya postanowił zrezygnować z udziału w konkursie w Bischofshofen, tym samym pozbawiając się triumfu w turnieju. Wrócił do ojczyzny, aby przygotowywać się do startu w eliminacjach do zimowych igrzysk olimpijskich, które odbyły się w Sapporo.

Dalsza część tej historii jest doskonale znana. Yukio Kasaya wywalczył złoty medal na skoczni K-70, a pięć dni później zawiódł oczekiwania rodaków. Na obiekcie K-90 nie znalazł się nawet na podium, a po historyczny triumf sięgnął wówczas Wojciech Fortuna. W TCS pod jego nieobecność najlepszy był Ingolf Mork.

Nie udźwignął presji

Kazuyoshi Funaki już podczas swojego debiutu w TCS mógł być autorem wielkiej sensacji. 18-letni wówczas Japończyk, który w zaledwie drugim występie w Pucharze Świata sięgnął po wygraną, był bliski triumfu w 43. edycji turnieju. Lepszy był jedynie Andreas Goldberger.

W sezonie 1997/1998 reprezentanci Japonii prezentowali wyborną dyspozycję, regularnie zajmując wysokie miejsca w konkursach . W pierwszej części zmagań aż trzy zwycięstwa odniósł Masahiko Harada.

Na 46. Turniej Czterech Skoczni przypadła eksplozja formy Funakiego. W niemieckiej części zmagań odniósł dwie nieznaczne wygrane, najpierw o 1,5 pkt pokonując Hiroyę Sato, a następnie o 1,7 pkt wyprzedzając Haradę.

Najlepszy był również w Innsbrucku i historyczny wyczyn był na wyciągnięcie ręki. Do pełni szczęścia brakowało tylko (i aż) triumfu na zakończenie turnieju.

W pierwszej serii Japończyk oddał przyzwoity skok na odległość punktu K, czyli 120 m. Dało mu to trzecie miejsce, ze stratą 5,7 pkt do prowadzącego Svena Hannawalda. Taka różnica pozwalała jeszcze zachować szanse na triumf.

O wszystkim miał zadecydować drugi skok Funakiego. Ten jednak zamiast zaatakować pozycję Hannawalda, osiągnął zaledwie 110,5 metra. To był koniec marzeń Japończyka o zgarnięciu "wielkiego szlema". Zajął ósme miejsce, a na osłodę pozostał mu triumf w TCS. Warto zaznaczyć, że nie dokonał ani wcześniej, ani później żaden Japończyk.

Wielki Szlem

Na zwycięstwo jednego zawodnika we wszystkich czterech konkursach TCS przyszło poczekać do jubileuszowej, 50. edycji tej imprezy. Rządził i dzielił wówczas Sven Hannawald, który we wspomnianym konkursie z 1998 roku, wywalczył pierwszą wygraną w PŚ w karierze.

Przez wiele lat wydawało się, że powtórzenie tego wyczynu to zadanie zbyt trudne. Dopiero po szesnastu latach "wielkiego szlema" zgarnął Kamil Stoch, który kilka tygodni później dołożył do swojej kolekcji dwa medale olimpijskie.

W sezonie 2018/2019 na przejście do historii ma szansę Ryoyu Kobayashi, który był bezbłędny w niemieckiej części turnieju. Znajduje się w niesamowitej formie i zdaje się wytrzymywać ciążącą na nim presję. 23-latek był najlepszy w kwalifikacjach przed konkursem w Innsbrucku, co jest dobrą wróżbą. Kobayashi może dokonać tego, co nie udało się wielkim - Kasayi i Funakiemu.

Komentarze (0)