TCS w Innsbrucku: Konkurs, który przeszedł do historii. Adam Małysz zmiażdżył konkurencję

Newspix /  TOMASZ MARKOWSKI / NEWSPIX / Na zdjęciu Adam Małysz
Newspix / TOMASZ MARKOWSKI / NEWSPIX / Na zdjęciu Adam Małysz

4 stycznia 2001 roku Adam Małysz został pierwszym Polakiem, który zwyciężył w zawodach rozgrywanych w ramach Turnieju Czterech Skoczni. "Orzeł z Wisły" przeszedł wówczas do historii.

Po niemieckiej części 49. Turnieju Czterech Skoczni Adam Małysz był wiceliderem, a jego strata do Noriakiego Kasai wynosiła 9,2 pkt, czyli nieco ponad pięć metrów. O tym, że w Małyszu drzemie olbrzymi potencjał, świat skoków narciarskich przekonał się w Garmisch-Partenkirchen. Zaledwie 23-letni wówczas zawodnik pobił rekord tamtejszej skoczni olimpijskiej o aż 6,5 metra.

Nokaut w kwalifikacjach

To był ostatni konkurs na "starej" Bergisel. W 2001 roku skocznia była mocno przestarzała i wymagała gruntownego remontu. Warto zaznaczyć, że punkt konstrukcyjny na tamtym obiekcie znajdował się na 108. metrze.

Adam Małysz już w kwalifikacjach pokazał wielką moc. Był jednym z dwóch zawodników, którzy zdołali przekroczyć punkt K. Drugim z nich był Janne Ahonen. Fin osiągnął 108,5 metra, za co otrzymał notę 117,9 pkt. "Orzeł z Wisły" skoczył 120,5 m i drugiego w klasyfikacji Ahonena pokonał o 22,6 pkt.

Już wtedy zawodnicy zmagali się z trudnymi warunkami, we znaki dawała się przede wszystkim dodatnia temperatura. Aby awansować do konkursu, wystarczyło skoczyć 94 metry.

Prawdziwy pokaz siły

W trakcie konkursu zawodnikom doskwierał silny wiatr. Przekroczenie granicy stu metrów stanowiło spore wyzwanie i nawet wydłużenie najazdu niewiele pomogło (zmiana belki startowej powodowała wówczas anulowanie wyników i konieczność rozgrywania serii od nowa).

W pierwszej serii tylko pięciu zawodników skoczyło ponad 100 metrów, a tylko jeden osiągnął punkt K. Tym skoczkiem był Adam Małysz. 23-latek skakał tak, jak gdyby był w swojej własnej lidze. Fatalne warunki w żaden sposób mu nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie, czuł się w nich bardzo dobrze.

O tym, jak trudny był to konkurs, może świadczyć fakt, że trzydziesty Christof Duffner skoczył 84 i 83,5 metra, a jego łączna nota wyniosła... 131,2 pkt (za dwa skoki). Na tle pozostałych zawodników niezłą próbę oddał Wojciech Skupień, który w pierwszej serii osiągnął 97,5 metra.

Seria finałowa to tylko potwierdzenie wielkiej siły Adama Małysza. Skoczek z Wisły na przekór wszystkim osiągnął 118,5 metra - odległość niewyobrażalną, biorąc pod uwagę panujące warunki i wyniki konkurentów. Jego przewaga nad drugim Janne Ahonenem wyniosła 44,9 pkt, co do dziś jest najwyższą wygraną na dużej skoczni.

Początek "małyszomanii"

49. Turniej Czterech Skoczni zapoczątkował w Polsce zjawisko "małyszomanii". Po konkursie w Innsbrucku Małysz objął prowadzenie w cyklu, a w Bischofshofen jeszcze bardziej powiększył swoją przewagę nad rywalami. To był początek pięknej historii, którą Małysz pisał przez kolejne dziesięć lat.

Dziś "Orzeł z Wisły" ma godnych następców, z Kamilem Stochem na czele. O powtórkę wyczynu z 2001 roku może być trudno, ale Biało-Czerwoni znajdują się w wysokiej formie i zwycięstwo na Bergisel (H130) wcale nie jest "mission impossible". Oprócz Adama Małysza po triumf w Innsbrucku sięgnął jeszcze Kamil Stoch, a miało to miejsce przed rokiem.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Dominika Bilska znowu przyciąga uwagę fanów

Komentarze (0)