MŚ w skokach 2019: wróciła nadzieja. Polacy kandydatami do medalu

Newspix / Martyna Szydłowska / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
Newspix / Martyna Szydłowska / Na zdjęciu: Dawid Kubacki

To był bardzo burzliwy czas w polskich skokach. Brak medalu MŚ w Innsburcku, niejasna przyszłość Stefana Horngachera, gęstniejąca atmosfera. Na szczęście Polacy skupili się na swojej pracy i są kandydatami do medalu na średnim obiekcie.

Zeszły tydzień był pasmem niefortunnych zdarzeń. Tylko Kamil Stoch, piąty na dużej skoczni w Innsbrucku, zaprezentował się na miarę możliwości, choć niedosyt pozostał. Reszta zespołu raczej rozczarowała, Stefan Horngacher w ostatniej chwili, trochę rozpaczliwie, wstawił do składu Stefana Hulę za Jakuba Wolnego. Pokerowa zagrywka nie dała medalu, zmiennik spisał się co najwyżej przeciętnie, Polacy po raz pierwszy od 2013 roku skończyli MŚ bez medalu w drużynówce.

Nie było to jakieś wielkie zaskoczenie, bo w treningach i kwalifikacjach byli daleko od najlepszych. Apetyty rozbudził fenomenalny występ w Willingen, tydzień przed MŚ, ale Bergisel w Innsbrucku wyraźnie nie pasowała Biało-Czerwonym.

Jakby tego było mało, to po niepowodzeniach zaczęło się publiczne pranie brudów. -Stefan Horngacher powinien jeszcze przed MŚ 2019 Seefeld powiedzieć jasno i wyraźnie, czy będzie pracował z polskimi skoczkami w przyszłym sezonie, czy kończy współpracę. Taka deklaracja rozluźniłaby atmosferę i pomogła nam wszystkim - stwierdził Adam Małysz, dyrektor ds. skoków w PZN. W tej sprawie pojawiały się zresztą sprzeczne wypowiedzi, Apoloniusz Tajner bagatelizował sytuację i uspokajał, że trener ma w Polsce wszystko, czego zapragnie.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz zastąpi Stefana Horngachera? Tego chcą kibice!

Ogień udało się opanować przynajmniej na chwilę, Horngacher dostał więcej czasu do namysłu. Związek ustalił wspólną wersję - Austriak ma ogłosić swój wybór już po mistrzostwach. To oczyściło atmosferę, a co ważniejsze, kadrowicze sprawili, że temat Horngachera zszedł na dalszy plan.

Skocznia w Seefeld zdecydowanie bardziej odpowiada Polakom. W treningach brylowali, podczas każdego z nich jeden z Biało-Czerwonych był na podium. Najrówniej skakał Dawid Kubacki, pierwszy, dwukrotnie drugi, trzeci i czwarty w kwalifikacjach. 28-latek potwierdza, że mniejsze obiekty to jego żywioł, a ten Seefeld jest jakby stworzony dla niego - zawodnika o wysokiej paraboli lotu, z potężnym odbiciem.

Kubacki powinien walczyć o medal, chociaż trzeba pamiętać, że w trakcie igrzysk w Pjongczangu zachwycał w treningach, a w głównej rywalizacji trafił na koszmarne warunki i nie wszedł do drugiej serii. Niestety, według prognoz, wiatr może kręcić...

Z czołówki właściwie nie wypadł też Kamil Stoch, który zajął trzecią lokatę w kwalifikacjach (107 m), dalej poszybował tylko Ryoyu Kobayashi (108,5 m). Nie jest to bynajmniej myślenie życzeniowe - mistrz olimpijski może dołożyć brakujący tytuł w karierze, ani razu nie zdobył złota MŚ na średniej skoczni. Ba, nawet nie stał na podium! Dwa razy był czwarty, po raz pierwszy w 2009 roku, gdy o mało nie sprawił wielkiej niespodzianki.

Tak dobrze nie rokowali Piotr Żyła i Stefan Hula. Stać ich na pojedyncze dobre próby, ale w kwalifikacjach odstawali od najlepszych. Poza składem pozostał Jakub Wolny, który na ostatniej prostej przegrał z Hulą.

Konkurenci Polaków? W drugie złoto celuje Markus Eisenbichler, przebudził się Stefan Kraft, Ryoyu Kobayashi, podrażniony czwartym miejscem w Innsbrucku, wypalił w kwalifikacjach. Nieźle odnajdywali się medaliści z pierwszego konkursu, Karl Geiger i Killian Peier. Generalnie w Seefeld akurat trudno o jednoznaczny typ, bo w czołówce treningów zachodziły przetasowania.

Oby tylko pogoda dopisała, wiatr zaczął dawać się skoczkom we znaki. Z tego względu odwołano serię próbną i przesunięto kwalifikacje. W dniu konkursu ma być niestety jeszcze gorzej, ponoć mniej stabilnie.

Piątek w Seefeld: 

15.00 - seria próbna
16.00 - I seria konkursu indywidualnego

Komentarze (0)