Przed rokiem Stoch w pięknym stylu wygrał cykl Raw Air, tym razem nie był nawet blisko powtórzenia tego wyniku. Dobre występy przeplatał takimi, które można było nazwać co najwyżej przeciętnymi. Dziesięciodniową rywalizację w Oslo, Lillehammer, Trondheim i Vikersund zakończył na dziewiątej pozycji.
Ostatniego dnia zmagań, w konkursie indywidualnym na "mamucie" w Vikersund, zajął 12. miejsce. W pierwszej serii uzyskał tylko 207,5 metra, w drugiej w końcu pokazał, na co go stać i wylądował 18 metrów dalej.
- To była rekompensata za te trzy dni męczarni - powiedział Stoch o swojej ostatniej próbie, najlepszej spośród wszystkich, jakie oddał w tym roku w Vikersund.
- Męczyłem się ze skokami, z tym wszystkim, co dzieje się poza skocznią. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy, dostrzec, że nie wszystko działa jak trzeba i szukać rozwiązania. A to zabiera bardzo dużo energii - dodał w rozmowie z dziennikarzem TVP Sport Michałem Regulskim.
Czytaj także: Jakub Wolny zaimponował Rafałowi Kotowi. "To cechuje prawdziwych lotników"
ZOBACZ WIDEO Stoch o zdobyciu srebrnego medalu: "Nigdy nie przestałem wierzyć"
Trzykrotnemu złotemu medaliście olimpijskiemu szczególnie przykro było w sobotę, gdy słabo spisał się w konkursie drużynowym. To jego dwa słabsze skoki sprawiły, że Polacy nie stanęli na podium.
- W sobotę byłem nawet nie załamany, a totalnie bezradny, bezsilny - przyznał Stoch. - Widziałem, że koledzy zrobili super robotę, a ja nie byłem w stanie ich wesprzeć. Na niedzielę miałem drobne zadanie do wykonania, które miało mi ułatwić lot. Trochę zadziałało w serii próbnej, na pierwszą serię poszedłem z dobrym nastawieniem, ale ona w ogóle nie wyszła. Druga była już na totalnym luzie, z nastawieniem "niech się dzieje co chce". Wyszło super - cieszył się. Podziękował też wszystkim, którzy w trudnych chwilach mówili mu i pisali do niego ciepłe słowa.
- Największym pozytywem jest to, że cykl już się skończył i w poniedziałek wracamy do domu. Raw Air było dla mnie bardzo trudne. Pierwszego dnia w Oslo zaczęło się super. Później czegoś mi brakowało. W Lillehammer wszystko było fajnie, a w Trondheim znowu gorzej. Miałem duże wahania formy, ale cieszę się, że kończę ten dziesięciodniowy maraton dobrym skokiem. To daje mi satysfakcję i chęć pojechania do Planicy na ostatni weekend sezonu. Daje mi też poczucie, że warto walczyć do końca, bo wszystko może się odmienić - podkreślił.
Czytaj także: Stefan Kraft ucieka Kamilowi Stochowi w Pucharze Świata. Minimalny awans Jakuba Wolnego
Za tydzień, w finałowych zawodach sezonu 2018/2019, Stoch będzie walczył o drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata (jest trzeci, do drugiego Stefana Krafta traci 66 punktów) oraz o małą Kryształową Kulę dla najlepszego zawodnika w lotach narciarskich. Po Vikersund w "generalce" lotów zajmuje trzecią pozycję, ale do lidera Ryoyu Kobayashiego traci tylko 20 punktów.
Mała Kryształowa Kula to jedno z nielicznych trofeów, których Stoch jeszcze nigdy nie wywalczył. W sezonie 2016/2017 był w lotach trzeci, a przed rokiem drugi, zaledwie siedem punktów za Andreasem Stjernenem.