Koniec ery Wernera Schustera. Austriak w pięknym stylu rozstał się z niemieckimi skokami

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Werner Schuster
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Werner Schuster

Ponad dekada harówy, determinacji i nerwów dała naszym zachodnim sąsiadom łzy radości, powrót na szczyt i worek medali. Wernerowi Schusterowi dodatkowo cholerną satysfakcję, z którą w niedzielę pożegnał się z niemieckimi skokami narciarskimi.

W tym artykule dowiesz się o:

MŚ w Seefeld. Po konkursie na dużej skoczni w Innsbrucku Werner Schuster do strefy mediów dotarł ostatni. Po drodze do niej zbierał zasłużone gratulacje i uściski, oglądał swoje "skokowe" dzieci na podium, i każdą komórką ciała cieszył się z jednego z ostatnich sukcesów na stanowisku trenera Niemców.

Choć w międzyczasie zdążył też udzielić kilku wywiadów stacjom telewizyjnym, wcale nie trzeba było go prosić, by odpowiedział jeszcze na parę pytań. Nawijał jak katarynka, z błyskiem w oku wychwalając na przemian Markusa Eisenbichlera i Karla Geigera.

Między wierszami zdradził coś na wzór przepisu na sukces, który pewnie stosował przez ostanie jedenaście lat. - Nie sztuką jest robić coś wyjątkowego, ale sztuką jest systematycznie pracować, analizować, wychwytywać... - tłumaczył. Proste? Tylko pozornie.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Sporo wolnych miejsc na PGE Narodowym. Ceny biletów na mecze kadry zbyt wysokie?

49-letni Austriak doskonale wie, że skoki z prostotą mają niewiele wspólnego. To skomplikowana machina, z tysiącem trybików i drobnych elementów. On zna ją jednak jak mało kto. W młodości sam był aktywnym zawodnikiem, a jeszcze w trakcie trwania kariery rozpoczął studia na uniwersytecie w Innsbrucku. Wybrał sport i psychologię. Późniejsze doświadczenie w pracy z młodzieżą zdobywał chyba w najlepszym z możliwych miejsc: gimnazjum - legendzie. Schigymnasium Stams. To tam miał mieć wielki wkład w rozwój znakomitego Gregora Schlierenzauera, którego sukcesy wznieciły zainteresowanie także jego osobą.

Czytaj także: Dobry koniec kiepskiego początku. Oto skoczkowie, którzy błysnęli formą w drugiej części sezonu

Kiedy w 2008 roku ogłoszono, że to właśnie on obejmie schedę po Peterze Rohweinie, znany dziennik "Frankfurter Algemeine Zeitung" ogłosił ten transfer wymownym nagłówkiem: "Austriak ma uratować niemieckich skoczków". To "uratować" wcale nie było efektem dziennikarskiej patetyczności. Skoki naszych zachodnich sąsiadów faktycznie potrzebowały remedium. Coraz głośniej mówiło się, że od czasów odejścia Reinharda Hessa dawna potęga chyli się ku upadkowi.

Lekarstwo nadeszło w samą porę. A właściwie nadjechało z Austrii. - Bycie trenerem skoków narciarskich w Niemczech to niewątpliwie marzenie każdego szkoleniowca. Jestem dumny, że mogę przyjąć tę posadę - przyznał Schuster na łamach FAZ, zaręczając, że z pomocą swoich umiejętności zrobi wszystko, by przyczynić się do powrotu niemieckich skoczków na szczyt. Słowa dotrzymał.

Na początek zdążył wykrzesać resztki wielkiego potencjału z Martina Schmitta. Człowieka, za sprawą którego jeszcze parę lat wcześniej Niemcy stracili głowę dla skoków narciarskich. Jego srebrny medal wywalczony w Libercu był pierwszym z 11 krążków, jakie jego podopieczni wywalczyli podczas kolejnych mistrzostw świata.

Wszystko dzięki temu, że choć Schmitt powrócił do czołówki, Schuster doskonale zadbał, by dołączyły do niego młode talenty. Jeśli chcieć zresztą wskazać jedną z najmocniejszych stron Austriaka, bez wątpienia jest to wyławianie zdolnych, obiecujących juniorów, które on i jego ludzie potrafią doskonale nawigować w stronę elity.

To właśnie za jego "rządów" znalazł się w niej Andreas Wellinger, Richard Freitag, Stephan Leyhe, Karl Geiger, Markus Eisenbichler czy w końcu Severin Freund, z którym trener zdążył się nawet zaprzyjaźnić. 31- latek w ostatni weekend Pucharu Świata w Planicy w swoich mediach społecznościowych zamieścił wymowne zdjęcie z Schusterem, dziękując za sukcesy, które razem osiągnęli: złoto igrzysk olimpijskich w drużynie, złoto mistrzostw świata, Kryształową Kulę. I pewnie za tysiąc pięknych, sportowych wspomnień, które do dziś wywołują gęsią skórkę.

Czytaj także: Skoki. Niemieckie media o Stefanie Horngacherze. Wiedzą, jak długi kontrakt może podpisać Austriak

Za co z kolei mogą Austriakowi podziękować kibice i działacze? Pierwszy od 18 lat złoty medal mistrzostw świata w drużynie? Wywalczony grubo po ponad dekadzie Puchar Narodów? Też. Ale przede wszystkim za wyciągnięcie niemieckich skoków z kryzysu i stworzenie z zagubionych i niepewnych siebie zawodników drużyny, której dziś Niemcom zazdroszczą chyba wszyscy.

Choć sądząc po ilości wywalczonych trofeów można by odnieść wrażenie, że droga na szczyt była usłana różami, faktycznie… jest to tylko wrażenie. - My jesteśmy po prostu ciężką pracą. Odnosiliśmy porażki, ale myślę, że wychodzimy z nich silniejsi -mówił podczas mistrzostw w Seefeld Schuster. Na krótko przed zakończeniem swojej misji przyznał w rozmowie z Niemiecką Agencja Prasowa, że nieobce były mu nieprzespane noce, lęk i wielka presja.

Po ponad dekadzie nadszedł moment, by życie znakomitego trenera obrało inny kurs. Zresztą ponoć idealny moment. - Każdy ma poczucie i świadomość, jak bardzo te wzajemne relacje są już "na granicy". Wkrada się przemęczenie. Sukces to jedno, ale w kolejnym roku mogłoby się to bardzo szybko odmienić, eksplodować w niewłaściwym kierunku. Myślę, że miał on jeszcze naprawdę dużo szczęścia, że udało się tyle wygrać na koniec, na co zresztą bardzo zasłużył, bo wykonał świetną pracę - przyznał Toni Innauer, nie szczędząc pochwał swojemu młodszemu koledze po fachu.

Jakie będzie to nowe życie Wernera Schustera? Na pewno spokojniejsze i rodzinne. Rodzina to w końcu jeden z głównych powodów, dla którego Austriak chciał trochę zwolnić. Tak, by szczególnie jego dwunastoletni syn Jannick mógł mieć ojca na co dzień, a nie w telewizorze. O zawodowych zamierzeniach na przyszłość jeszcze niewiele wiadomo. Są propozycje i pomysły, jak na przykład ten by szkoleniowiec współpracował z Gregorem Schlierenzauerem. Konkretnego planu jednak nie ma, ale po jedenastu dokładnie zaprogramowanych latach, brak planu nie brzmi najgorzej. I zasłużony odpoczynek też nie.

Źródło artykułu: