W 2016 roku Stefan Horngacher z polską kadrą wszedł na salony skoków narciarskich z przytupem. Niemal od razu jego podopieczni skakali świetnie. W Klingenthal, w sezonie 2016/2017, Biało-Czerwoni z dużą przewagą, po raz pierwszy w historii naszego kraju, wygrali drużynowy konkurs Pucharu Świata. To był mocny początek wspaniałej, trzyletniej pracy Horngachera nad Wisłą, która zaowocowała wieloma sukcesami polskich skoczków.
Niemcy za Wernera Schustera od wielu lat byli w ścisłej światowej czołówce skoków. W poprzednim sezonie wygrali drużynowe mistrzostwo świata, a na dużej skoczni mistrzem globu został Markus Eisenbichler, a wicemistrzem Karl Geiger. Świetnie skakał przez niemal cały sezon także Stephan Leyhe. Wydawało się, że od początku pracy z Horngacherem ta trójka zrobi jeszcze postęp i będzie zachwycać już w pierwszych konkursach sezonu 2019/2020.
Czytaj także: Kamil Stoch zabrał głos na temat zakończenia kariery
Na razie nic takiego nie ma jednak miejsca. Niemcy duże rozczarowanie przeżyli już w Wiśle, gdy w pierwszym drużynowym konkursie sezonu zajęli dopiero 5. miejsce. Dla aktualnych mistrzów świata to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań. Dzień później Niemcy mogli jednak szybko zapomnieć o sobotnim niepowodzeniu, bowiem liderem na półmetku konkursu był Geiger. W finale wicemistrz świata spadł jednak dopiero na 7. miejsce. Taki wynik Geiger powtórzył także w Kuusamo i na razie są to najlepsze rezultaty naszych zachodnich sąsiadów w tym sezonie.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Apoloniusz Tajner chce nowego skoczka w rodzinie. "Za pięć lat zaczniemy próby"
Zawodzą przede wszystkim Eisenbichler i Leyhe. Co prawda obaj mieli sporego pecha do warunków (podobnie jak Polacy), ale nawet przy trudnych warunkach można wymagać od nich więcej niż 50. i 23. miejsce Eisenbichlera w Wiśle i Kuusamo oraz dwa razy lokaty poza czołową trzydziestką Leyhe. Widać, że obaj i w mniejszy stopniu, ale także Geiger, skaczą na razie na zaciągniętym hamulcu ręcznym, bez potrzebnego w skokach błysku. Z czego to wynika?
- Przez wiele lat Niemcy byli trenowani przez Wernera Schustera. Teraz przyszedł Stefan Horngacher, który na pewno wprowadził chociaż minimalne zmiany w technice skoku, odbicia, czy najazdu - podkreślił Rafał Kot. Zdaniem byłego fizjoterapeuty polskich skoczków właśnie nawet taka minimalna zmiana może być powodem, że drużynowi mistrzowie świata z Innsbrucka jeszcze nie wskoczyli na swój najwyższy poziom.
Zdaniem rozmówcy WP SportoweFakty Niemcy dołączą jednak jeszcze w tym sezonie do ścisłej czołówki. - Jestem spokojny o formę niemieckich skoczków. Po prostu jeszcze nie jest ich czas. Na pewno jednak w odpowiednim momencie wskoczą na ten wyższy poziom i pod wodzą Stefana Horngachera też będą skakać bardzo dobrze - zapewnił Rafał Kot.
Na razie w Niżnym Tagile, w piątkowych kwalifikacjach, zaskoczyli młodzi niemieccy skoczkowie. Eisenbichler czy Leyhe nadal skakali przeciętnie, ale w czołowej dziesiątce eliminacji byli Pius Paschke i Constantin Schmid (relacja TUTAJ). Dobrze skakał również Geiger. Kto wie, być może to właśnie w Niżnym Tagile, na skoczni Aist, nastąpi przełamanie u naszych zachodnich sąsiadów. Na pewno Stefan Horngacher czeka na nie, ponieważ wrócił do Niemiec w glorii chwały. Jeśli jednak nie będzie sukcesów, sielanka szybko się skończy.
Początek sobotniego, indywidualnego konkursu Pucharu Świata w skokach (trzeciego w sezonie 2019/2020) o godzinie 15:30 czasu polskiego w Niżnym Tagile.