A wszystko zaczęło się w styczniu 2009 roku. Wtedy, w Zakopanem, Dawid Kubacki zadebiutował w Pucharze Świata. W konkursie na Wielkiej Krokwi zajął 49. miejsce. Na pierwsze pucharowe punkty musiał poczekać ponad trzy lata. Wcześniej było już jednak głośno o nowotarżaninie.
Wszystko za sprawą jego wyników w Letnim Grand Prix. W tych rozgrywkach Polak czuł się jak ryba w wodzie. Jeszcze zanim zdobył pierwsze punkty w Pucharze Świata trzy razy stał na podium zawodów Grand Prix. Gdy jednak zamiast igielitu na skoczni pojawiał się śnieg, późniejszy mistrz świata tracił wszystkie swoje atuty.
Szymon Łożyński: Usta krytyków zamknięte. Dawidzie, jesteś wśród gwiazd (komentarz)
Przez wiele lat zimą nie skakał nieco słabiej niż latem. To była różnica kilku klas. Kibice nie mieli litości dla Dawida Kubackiego. Szybko okrzyknęli go królem lata i wyśmiewali, że potrafi skakać tylko wtedy, gdy inni skoczkowie są w formie wakacyjnej.
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Jakub Kot o sytuacji kadry B. "Ciężko w tej chwili oceniać formę tych zawodników"
Kubacki nie odpowiadał jednak na takie zaczepki i konsekwentnie pracował, żeby formę z igelitu przenieść na sezon zimowy. Za czasów Łukasza Kruczka udało się to tylko częściowo. Co prawda nowotarżanin oddawał coraz więcej dobrych skoków zimą, ale nadal była spora różnica między jego formą w Grand Prix i Pucharze Świata.
Wszystko zmieniło się, gdy kadrę objął Stefan Horngacher. U Austriaka niemal każdy ze skoczków zrobił duży postęp, ale najbardziej był on widoczny właśnie u Dawida Kubackiego. Wreszcie dalekie skoki z lata potrafił przenieść na sezon zimowy. Rósł z każdym rokiem pracy z Austriakiem.
Najpierw w sezonie 2016/2017 regularnie zaczął zajmować miejsca w drugiej dziesiątce konkursów Pucharu Świata. Dwukrotnie był również w najlepszej dziesiątce, a w Lahti z kolegami został drużynowym mistrzem świata. Później przyszło znakomite Letnie Grand Prix 2017, w którym Kubacki wygrał wszystkie pięć konkursów, w których wystartował.
Formę z lata przeniósł na zimę i wreszcie doczekał się także indywidualnego podium w Pucharze Świata. W niemieckim Oberstdorfie, na początek 66. Turnieju Czterech Skoczni, zajął 3. miejsce. W tym samym sezonie Kubacki jeszcze dwukrotnie stanął na podium (3. w Willingen i 2. w Lillehammer). Na pierwsze indywidualne zwycięstwo musiał poczekać do stycznia 2019 roku. Wówczas wygrał zmagania w Predazzo.
Dwa miesiące później osiągnął jeden z największych sukcesów karierze. W Seefeld, po szalonym konkursie, został mistrzem świata na skoczni normalnej! Od początku treningów skakał znakomicie. W poprzednich latach na normalnych obiektach często także potrafił skakać daleko w seriach próbnych, ale później brakowało odległości w samych konkursach.
Tym razem było inaczej. Nowotarżanin nauczył się już radzić z presją i w tych szalonych, pod względem pogodowym zawodach, świetnie ją wytrzymał. Na półmetku był dopiero 27. W finale oddał jednak znakomity skok na 104,5 metra. Później warunki pogorszyły się i 28-latek został mistrzem świata, awansując z 27. na 1. miejsce! Co za historia!
To nie był jednak przypadkowy sukces. Udowodnił to Dawid Kubacki na przełomie 2019 i 2020 roku. Po przeciętnym początku sezonu, na 68. Turniej Czterech Skoczni podopieczny Michala Doleżala przygotował znakomitą dyspozycję. Rósł z konkursu na konkurs. Po Innsbrucku, gdzie był drugi, wysunął się na prowadzenie w klasyfikacji generalnej zawodów i plastronu lidera już nie oddał! W Bischofshofen uniósł w geście triumfu Złotego Orła, na którego swoją wieloletnią pracą zasłużył.
Po tym sukcesie jedno jest pewne. Dawid Kubacki szybko ochłonie i już zacznie mówić o... pracy, jaka jest do wykonania, bo przecież ma jeszcze wiele do wygrania w tym sezonie. A to pracuś nad pracusiami.