Skoki narciarskie. Puchar Świata w Predazzo 2020. Kontrowersje. Jury przesadziło przy pierwszym skoku Kubackiego

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Dawid Kubacki

Nie po raz pierwszy w tym sezonie jury zabrakło wyczucia przy puszczaniu z belki skoczków. Tym razem, podczas konkursu PŚ w Predazzo, Borek Sedlak mógł zachować się lepiej przy skoku Dawida Kubackiego.

Chodzi o pierwszą próbę triumfatora 68. Turnieju Czterech Skoczni. W premierowej serii, gdy Dawid Kubacki usiadł na belkę startową, wiatr w plecy wyraźnie się wzmógł. Momentami podmuchy były tak silne, że przekraczały przyjęty na ten konkurs korytarz wietrzny.

Warunki przez kilkadziesiąt sekund były niestabilne. Borek Sedlak czekał dość długo z zapaleniem zielonego światła dla Polaka, które pozwalało mu na oddanie skoku. Wydawało się, że Czech poczeka do 45 sekundy i zapali na chwilę czerwone światło, żeby mocne podmuchy w plecy osłabły. Nic z tego.

SPRAWDŹ KLASYFIKACJĘ GENERALNĄ PUCHARU ŚWIATA PO KONKURSIE W PREDAZZO

Czech jednak przed upływem 45 sekund zapalił Polakowi zielone światło. Nie popełnił błędu, bo w momencie gdy pozwolił nowotarżaninowi na start, wiatr mieścił się w korytarzu. Tyle tylko, że warunki wietrzne nadal były bardzo trudne. W efekcie mistrz świata nie mógł wiele zrobić. I tak skoczył nieźle (98,5 metra), biorąc pod uwagę aż 12,2 punktu dodane za wiatr w plecy i niską 9. belkę.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Problem Kamila Stocha. "Choćby było kiepsko, zawsze wierzę, że kolejny konkurs będzie świetny"

W takiej sytuacji, o co już niejednokrotnie w tym sezonie apelowaliśmy, lepszym rozwiązaniem byłoby zapalenie czerwonego światła Kubackiemu. Wystarczyłoby zrobić kilka sekund przerwy i ponownie wezwać na belkę Polaka. Przecież już przy skoku Mariusa Lindvika, który na liście startowej był zaraz po Kubackim, wiatr w plecy był słabszy.

Czytaj także: Dawid Kubacki mówi wprost: Nie miałem szczęścia do warunków

Ostatecznie nowotarżanin został jednak puszczony i na półmetku był ósmy. W finale, już w bardziej sprzyjających warunkach, pokazał, na co go stać. 104 metry pozwoliło mu przesunąć się na 3. miejsce. Przy dłuższym skoku w pierwszej serii Polak mógł jednak powalczyć minimum o 2. lokatę, a kto wie, być może nawiązać także walkę z triumfatorem sobotnich zmagań Karlem Geigerem. Z takimi warunkami, jakie nowotarżanin miał w pierwszej serii, na skok zdecydowanie powyżej 100. metra Polak nie miał jednak większych szans.

Przypomnijmy, że pretensje do jury można było mieć już kilka razy w tym sezonie. Dla przykładu Kamil Stoch został puszczony przy bardzo silnym wietrze w plecy w drugim konkursie w Engelbergu. Trzykrotny mistrz olimpijski miał skrajnie niekorzystne warunki także podczas pierwszej serii zmagań w Oberstdorfie. Z kolei w Wiśle, w konkursie drużynowym, jury mogło poczekać na lepsze warunki dla Piotra Żyły w finałowej serii.

Źródło artykułu: