Co łączy Stefana Hulę i Piusa Paschke? Obaj przez lata odgrywali drugo, a nawet trzecioplanowe role w skokach narciarskich. Obu zbudował jednak sztab pod wodzą Stefana Horngachera. Hula w sezonie 2017/18 zajął 13. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a także otarł się o medal igrzysk olimpijskich na skoczni normalnej w Pjongczangu. W aktualnie trwającym cyklu Paschke zajmuje 22. miejsce w klasyfikacji PŚ - przed rokiem był 59.
Horngacher w obu uwolnił potencjał, którego inni trenerzy nie potrafili wydobyć przez lata. To nie jest tak, że wszystko, czego dotknie Stefan Horngacher zamienia się w złoto, ale austriacki szkoleniowiec ma w swoim warsztacie to coś, co na niektórych skoczków działa jak czarodziejska różdżka.
Michal Doleżal i jego sztab stoi aktualnie przed takim wyzwaniem, przed jakim kilka lat temu stał sztab pod kierownictwem Horngachera. Biało-Czerwoni mają trzech skoczków, którzy regularnie punktują w Pucharze Świata, w tym dwóch ze ścisłej czołówki, ale też grupę spisującą się poniżej oczekiwań. Czy czeski trener będzie w stanie ich na nowo zbudować?
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Piekielnie trudne zadanie Dawida Kubackiego. "Stefan Kraft się obroni!"
Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata. Hofer rozwiał wątpliwości w sprawie dodatkowego konkursu za Willingen
- Dajmy mu czas. Pracuje dopiero pierwszy rok w takiej roli, że teraz to on jest twarzą projektu, ale obok siebie ma ludzi do pomocy. Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają, a skoki narciarskie to bardzo złożony sport. Jest jeszcze za wcześnie aby mówić, co wcześniej zrobił Horngacher, a co teraz robi Doleżal. Poczekajmy na takie rozliczenia przynajmniej do końca sezonu. To dwie różne osobistości, dwa różne charaktery, dwa różne podejścia do pracy. Obaj ciężko harują, ale to naturalne, że każdy człowiek jest inny - mówi były skoczek, aktualnie ekspert Eurosportu, Jakub Kot.
- Początek Niemców nie należał do udanych, ale u Stefana już widać, że to wszystko zaczyna "trybić". Podniósł Constantina Schmida, Karla Geigera, czy Stephana Leyhe. Z drugiej strony pogubił się Richard Freitag, słabiej skacze Markus Eisenbichler. Nie ma na to złotego środka, ale warsztat trenera Horngachera na pewno trzeba doceniać - dodaje.
O porównanie obu szkoleniowców poprosiliśmy także byłego skoczka, aktualnie trenera kadry kombinatorów norweskich, Tomasza Pochwałę. On także jest daleki od porównywania obu szkoleniowców. - Ciężko oceniać jednego i drugiego, bo wcale nie jest powiedziane, że gdyby wcześniej trenerem był Doleżal, Stefan Hula nie skakałby tak dobrze. To złożona sprawa, na którą wpływ ma wiele czynników, nie tylko trener - zauważa.
Kot wtóruje starszemu koledze. - Nie zapominajmy, że skoczek to po prostu zwykły człowiek. Wraca do domu i ma też swoje problemy - czy to rodzinne, czy zdrowotne, czy jakiekolwiek inne. Nie mówię tu konkretnie w kontekście naszych zawodników, ale przecież to zupełnie naturalne. My widzimy ich tylko na belce startowej w trakcie zawodów. Potem wracają do swoich rodzin i skupiają się na codzienności. To są młodzi ludzie, którzy muszą twardo stąpać po ziemi. Każdy z nich ma prawo do gorszego okresu, czy to miesiąca, czy nawet roku.
- Historia uczy, że nie każdy będzie mistrzem świata. Są zawodnicy, którzy świetnie zapowiadali się w wieku juniorskim i przepadli, a są też tacy, którzy wcale się nie zapowiadali rewelacyjnie, a teraz odnoszą sukcesy. Każdy skoczek pisze swoją historię - kończy.
Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata. Skoczkowie zarabiają więcej niż skoczkinie