Górale nie zarobią na skokach. "Stawiam, że otworzymy hotele dopiero pod koniec lutego"

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: pokoje gościnne
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: pokoje gościnne

- Straty są olbrzymie - mówią zakopiańscy hotelarze. Właśnie sprzed nosa ucieka im kolejna możliwość na nadrobienie finansowych zaległości - Puchar Świata w skokach narciarskich w Zakopanem.

W tym artykule dowiesz się o:

Rząd przedłużył obostrzenia, w tym zamknięcie hoteli i pensjonatów do 31 stycznia. Wcześniejsze restrykcje miały obowiązywać do 17 stycznia. Hotelarze od dawna wiedzieli więc, że na święcie polskich skoków nie zarobią.

Inna perspektywa

- U nas jest siedem pokoi. Zakładając, że goście zatrzymują się u nas na trzy noce podczas skoków, wpływy wynoszą w tym okresie ok. 6 tys. zł. Miesięcznie nieco ponad 20 tys. Oczywiście brutto i bez doliczenia wszelkich kosztów utrzymania pokojów. Straty są ogromne, ale proszę sobie wyobrazić, jakie mają właściciele naprawdę dużych hoteli i pensjonatów - mówi Bernadetta Weltschek-Szot, właścicielka pokoi gościnnych "Benita".

Jednocześnie podkreśla, że nie przyjmie gości wbrew obostrzeniom. Boi się konsekwencji. Natomiast w otwarcie hoteli od 1 lutego szczerze wątpi.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Stękała o pracy w karczmie: Jeszcze pomogę. Po co mam z tego rezygnować?

- Patrząc na liczbę zakażeń i komunikaty WHO, z których wynika, że pandemia się nie zatrzymuje, może być trudno w tym terminie wrócić do życia. Biorąc pod uwagę wolną dystrybucję szczepionek, stawiam na koniec lutego - przyznaje Weltschek-Szot.

Właścicielka "Benity" jest zabezpieczona finansowo. Ma jeszcze jedną firmę, która pozwala zarobić na chleb dla jej rodziny. Ta druga też jest jednak uzależniona od branży hotelarskiej, bo jej pracownicy jeżdżą po całej Polsce i nie mają gdzie nocować. Wszystkie firmy serwisowe czy opierające się na przedstawicielach handlowych mają teraz spore problemy.

- Na razie jednak przeżyjemy. Byłoby ciężko, gdybym nie posiadała drugiej firmy, a tak jakoś sobie poradzimy. Poza tym, ja zawsze dbałam o to, aby mieć oszczędności na czarną godzinę. Nie wyobrażam sobie natomiast, jak wygląda sytuacja osób żyjących tylko z noclegów i do tego spłacających kredyty - zaznacza Weltschek-Szot.

Sama nie mogła skorzystać z tarczy antykryzysowej, gdyż jej firma nie zakwalifikowała się na rządową pomoc. Uważa to za niesprawiedliwość, jednak sama przyznaje, że patrzy na pandemię również z perspektywy osoby, która już przeszła Covid-19.

- To bardzo dziwna choroba. Nie czuliśmy węchu, smaku. Objawy neurologiczne polegały również na zanikach pamięci. Od lekarza dostałam suplementy na odbudowę osłonek mielinowych w komórkach nerwowych. Byłam niezwykle osłabiona, do tego doszła wysypka. To nie był najlepszy czas, jaki pamiętam. Na szczęście wszyscy przeszliśmy chorobę bez poważniejszych konsekwencji. Również moja teściowa. Ma 83 lata, było trudno, ale ostatecznie poza kaszlem nic poważnego jej się nie działo - tłumaczy Weltschek-Szot.

I dodaje, że trudno jej jednoznacznie ocenić obostrzenia wprowadzane przez rząd.

- Gdybym była w rządzie i ciążyłaby na mnie odpowiedzialność za miliony ludzi, zapewne kierowałabym się inną perspektywą. Punkt patrzenia zależy od punktu siedzenia. Każdy narzeka, ma swoje problemy. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy obostrzenia są słuszne, ale do dziś trudno mi zająć jednoznaczne stanowisko. Rząd jest od tego, żeby nam pomóc i przyhamować pandemię - przyznaje właścicielka "Benity".

"Dopóki będę mogła, wytrzymam"

Właścicielka jednej z willi w Zakopanem (chce pozostać anonimowa) nie uważa się za przeciwniczkę restrykcji, ale twierdzi, że są nierówno rozdysponowane.

- Jeśli można na saneczkach jeździć na stoku, to dlaczego nie można na nartach? Można mieszkać w bloku i jeździć windą - tam, gdzie winda jest jedna - a u mnie w niewielkim pensjonacie już mieszkać nie można. Mamy dwa pokoje na piętrze, ale mimo wszystko, nie mogą do nas przyjeżdżać goście. To jest niekonsekwencja - dziwi się właścicielka pensjonatu.

Straty są olbrzymie. Tylko przez weekend ze skokami mogła zarobić 15 tys. zł.

- Oczywiście w tym są podatki i pozostałe opłaty związane z utrzymaniem obiektu. Ogrzanie budynku, woda, prąd, wywóz śmieci. To wszystko składa się na ogromne koszty. Poza tym mam pracownika, którego nie chcę stracić, bo jest świetny. Muszę więc opłacać jego pracę również wtedy, kiedy nie ma u nas gości - podkreśla starsza zakopianka. - Mam nadzieję, że wszystko szybko się zmieni. Bez sensu byłoby nagradzać jednych a karać innych bez wyraźnego sensu. A w proteście nie biorę udziału i nie otwieram pensjonatu wbrew obostrzeniom. Jestem starszą osobą, nie chcę się niepotrzebnie denerwować. Trudno, dopóki będę mogła, to wytrzymam.

Kamil Stoch ześlizgnął się z rozbiegu jak Wolfgang Loitzl. Wiele lat temu było o krok od tragedii >>
Co tam się działo! Szaranowicz kontra nachalni kibice, młodziutki Małysz. Hitowe fragmenty z Zakopanego >>