W czwartkowy wieczór menedżer kobiecej reprezentacji Norwegii w skokach narciarskich, Christian Meyer, zwołał pilną konferencję online, podczas której przekazał dziennikarzom, że cztery z pięciu skoczkiń nie mają nart na piątkowe kwalifikacje i konkurs Pucharu Świata w Hinzenbach. Na miejsce dotarł tylko sprzęt Eirin Kvandal. Istnieje duże ryzyko, że Silje Opseth, Maren Lundby, Anna Odine Stroem i Thea Minyan Bjoerseth będą śledzić piątkowe zmagania wyłącznie z perspektywy widza.
Meyer w norweskich mediach mówi wprost, że błąd popełniła obsługa odpraw na lotnisku Oslo-Gardermoen. - To było złe doświadczenie - przyznaje, cytowany przez nettavisen.no. - Zostaliśmy poinformowani, że narty dotrą na miejsce dopiero po piątkowym konkursie - dodaje.
Frustracji nie kryje jedna z najlepszych norweskich skoczkiń, Maren Lundby. - Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie doświadczyłam tego, że będziemy zmuszone opuścić zawody ze względu na brak sprzętu. To po prostu prawdziwy upadek - mówi.
ZOBACZ WIDEO: Sven Hannawald zadał pytanie Adamowi Małyszowi. Odpowiedź bezcenna!
Norwedzy próbują na miejscu znaleźć narty o odpowiedniej długości, aby je wypożyczyć i umożliwić start zawodniczkom, ale to praktycznie graniczy z cudem.
Tymczasem problemy mają nie tylko skoczkinie, ale i skoczkowie. Bez nart pozostał także Thomas Aasen Markeng i najprawdopodobniej w piątek, w Klingenthal, będzie musiał skorzystać z rezerwowej pary Roberta Johanssona.
Na piątek zaplanowane są także dwa konkursy Pucharu Kontynentalnego w Willingen. Według Norweskiego Związku Narciarskiego, niektórym zawodnikom, którzy udali się na PK, również grozi absencja w tych zawodach. Również z powodu nart, które zostały w Oslo.
Czytaj także:
- Aura nie sprzyja skoczkom. W Willingen zmiany w programie
- Polacy bez złota na igrzyskach olimpijskich? Niepokojąca prognoza