"Z uwagi na nowe obostrzenia rządowe nt. COVID-19, Norweski Związek Narciarski nie będzie w stanie zorganizować zawodów Pucharu Świata do końca tego sezonu. Powodem są restrykcje dotyczące podróży oraz organizacji imprez sportowych" - poinformowała w czwartek norweska federacja narciarska (WIĘCEJ).
To oznacza, że prestiżowy turniej Raw Air nie dojdzie do skutku, a w sezonie 2020/21 nie będzie ani jednego konkursu skoków narciarskich w Norwegii. - Rywalizujemy w wielu różnych krajach, a każdy, w którym byliśmy, bardzo dobrze radził sobie z kontrolą zakażeń. Na zawodach i w hotelu czujemy się bezpiecznie. Organizatorzy robią wszystko, co można, mimo że wiąże się to z większymi wydatkami - powiedział trener Alexander Stoeckl, cytowany przez serwis nettavisen.no.
- W takich okolicznościach trudno się pogodzić z tym, że u nas to nie działa. To dziwne uczucie, kiedy wszystkim innym w Europie to się udaje - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzyń. Malwina Smarzek: Nauczyłam się, że nie mogę się samobiczować
Trener Stoeckl nie ukrywa, że jego pierwszą reakcją na wieści o odwołaniu turnieju była złość. Ta jednak szybko minęła. - Musimy zaakceptować i uszanować decyzję podjętą przez władzę - skwitował.
To także cios dla Halvora Egnera Graneruda. Lider Pucharu Świata nie będzie mógł zaprezentować wielkich możliwości w swoim kraju. - Od czasu do czasu czułem, że podróżowanie było trochę stresujące, ale podczas zawodów nigdy nie czułam się niepewnie. Większość miejsc, w których się znajdujemy, została hermetycznie zamknięta, z wyjątkiem lotnisk - przyznał.
Póki co Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) nie podjęła jeszcze decyzji w sprawie ewentualnego zastępstwa za norweskie konkursy. Wszystko wskazuje jednak na to, że Granerud sięgnie po Kryształową Kulę, nie oddając ani jednego skoku w swoim kraju.
Czytaj także:
- Skoki narciarskie. Wielkie emocje. Austriak mistrzem świata juniorów