Opieszałość FIS-u wpłynie na skoczków. "Jest lekko pogubiony"

PAP/EPA / LUKAS BARTH-TUTTAS  / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
PAP/EPA / LUKAS BARTH-TUTTAS / Na zdjęciu: Dawid Kubacki

Po MŚ w Oberstdorfie skoczków czekają niemal trzy tygodnie przerwy. Wszystko przez odwołanie Raw Air. Taki scenariusz był prawdopodobny od jesieni, ale FIS nie szukał alternatywy. - Od początku sezonu FIS jest lekko pogubiony - przyznał Rafał Kot.

Po odbywających się na przełomie lutego i marca mistrzostwach świata w Oberstdorfie skoczków czekają prawie trzy tygodnie przerwy w startach. Wszystkiemu winny jest odwołany turniej Raw Air, za który FIS-owi nie udało się znaleźć zastępstwa.

- Normalnie skoczkowie są w cyklu zawodów. Ta ponad dwutygodniowa przerwa przydarzyła się po najważniej imprezie w sezonie. Po mistrzostwach świata zawsze schodzi powietrze z zawodników. Każda drużyna będzie próbowała gdzieś skakać, tak jak nasi reprezentanci w środę na dużej skoczni - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty ekspert TVP Sport Rafał Kot.

Puchar Kontynentalny w Zakopanem ratunkiem

Zawodnikom może być się ciężko zmobilizować na ostatnie zawody Pucharu Świata w Planicy. Losy Kryształowej Kuli są już rozstrzygnięte, a dodatkowe dwa weekendy bez startów mogą wybić skoczków z rytmu.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz wpadł na świetny pomysł. "Musiał mnie do tego przekonać"

- Brak weekendowego startu może skutkować różnymi reakcjami psychicznymi. Niektórym może być się ciężko pozbierać na ten mały maraton na skoczni do lotów narciarskich. Odbędą się przecież trzy konkursy indywidualne i jeden drużynowy - wyjaśnił nasz rozmówca.

Ratunkiem dla niektórych może się okazać odbywający w najbliższy weekend Puchar Kontynentalny w Zakopanem. Będą to jedne z najbardziej obleganych konkursów cyklu w tym sezonie.

- Sobotni Puchar Kontynentalny w Zakopanem będzie prawdopodobnie lepiej obstawiony niż niejeden Puchar Świata. Już mamy prawie 100 zgłoszeń. Zawodnicy nie mogą wypaść z rytmu. Odbywają się przecież treningi poprawiające siłę, skoczność, dynamikę. Nie zostanie jednak zachowany cykl startowy. Ciężko powiedzieć czy zawodnicy utrzymają formę, niektórzy mogą odzyskać świeżość. To będzie się różnić w zależności od skoczka. Wszystko zależy od sztabów szkoleniowych, jak zaplanują przerwę - wyjaśnił Rafał Kot.

Czy scenariusz polskiego zastępstwa za Raw Air był realny?

Już od początku sezonu wiadomo było, że mogą być kłopoty z przeprowadzeniem Raw Air. Cykl zaplanowano tuż po MŚ w Oberstdorfie. Norwegowie jednak niemal od samego początku poważnie podchodzili do restrykcji związanych z koronawirusem. Odwołane zostały m.in. zaplanowane na grudzień zawody w biegach narciarskich w Lillehammer.

Przez długi czas jednak łudzono się w FIS, że turniej będzie można przeprowadzić. Ostatecznie jednak okazało się to niemożliwe z powodu panujących w Norwegii obostrzeń pandemicznych.

- Od początku sezonu FIS jest lekko pogubiony. Wszyscy znaleźliśmy się jednak w tej sytuacji po raz pierwszy. Przepisy różnią się w zależności od kraju i niektóre rzeczy w części państw były dozwolone, a niektóre zabronione. To się zmieniało. Trochę żal mi Sandro Pertile, bo to jego pierwszy sezon w roli dyrektora Pucharu Świata. Wszystko na niego spadło - stwierdził Rafał Kot.

- FIS mógł ustalić swoje priorytety jeżeli chodzi o starty, ale mogło się to mieć nijak do restrykcji obowiązujących w danym kraju. To się stało w przypadku Norwegii. Tam nikt nie patrzył specjalnie na skoki narciarskie. W tym wypadku FIS można usprawiedliwić - dodał.

Przez chwilę mówiło się o tym, że zawody zastępujące Raw Air miałyby się odbyć w Polsce. Mówiono nawet o minicyklu. Konkursy zostałyby rozegrane w Wiśle, Szczyrku oraz Zakopanem. Na ile to był realny scenariusz?

- Realna opcja byłaby wtedy, jeżeli ta decyzja zostałaby podjęta przez FIS od razu, czyli na jesieni. Już od tego czasu wiedzieliśmy, że mogą być problemy z Raw Air. Najpierw pojawiły się kłopoty z budżetem jeszcze przecież przed restrykcjami związanymi z pandemią. Gdyby decyzje podjęto wcześniej, to mielibyśmy kilka miesięcy na przygotowania - przyznał nasz rozmówca, który znajduje się także w komitecie organizacyjnym zawodów w Zakopanem.

Zorganizowanie turnieju okazałoby się dużym obciążeniem finansowym - To duże koszty. Znalezienie sponsorów, którzy pokryliby koszty zorganizowania konkursów, a także, żeby coś na tych zawodach dla polskich skoków zarobić, to długotrwały proces. To już by się nie spięło i wtopilibyśmy grube pieniądze. Po tych konkursach, które zostały zorganizowane jako zastępstwo za Chiny, ledwo wyszliśmy na zero - zakończył Rafał Kot.

Czytaj więcej:
Piękny gest skoczka. Nie uwierzysz, co zaoferował choremu Granerudowi
Nietypowe marzenie na loty. Gitara nie od dziecka. Piotr Żyła oczami przyjaciela z kadry

Źródło artykułu: