10 lipca w Zakopanem przy ul. Kazimierza Przerwy-Tetmajera 6 otwarto galerię "Kamiland. Historia Kamila Stocha" z trofeami trzykrotnego mistrza olimpijskiego.
Odwiedzający Kamiland, oprócz medali, pucharów i dyplomów, mogą obejrzeć wyjątkowe zdjęcia ze skoczni narciarskich całego świata, przeczytać najciekawsze artykuły powstałe na temat pochodzącego z Zębu zawodnika, a przewodnikiem po całej wystawie jest sam Kamil Stoch, w sposób interaktywny opowiadający o najciekawszych wydarzeniach kariery.
Dawid Góra, WP SportoweFakty: Twoja żona Ewa, która spędziła tutaj ostatni rok, powiedziała mi bardzo ważną rzecz. Zapytałem: "Jaka była w takim razie rola Kamila?". Odpowiedziała...
Kamil Stoch: Trzymać się z dala od tego miejsca?!
Nie, ale faktycznie - podobno tylko dostarczałeś materiały.
Prawda, tak to wyglądało. Ewa wszystko sama zaplanowała i zaprojektowała. Oczywiście miała do pomocy szwagierkę Paulinę i wszystkich ludzi, którzy nam tutaj mocno pomagali. Wymyślić to jest jedno, a przełożyć na formę materialną to drugie. Ktoś musi się tego podjąć. Znaleźliśmy takich ludzi, to byli rzemieślnicy i prawdziwi fachowcy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale widok! Polska pięściarka relaksuje się na Karaibach
Wszyscy z okolicy Zakopanego?
Nie tylko, bo część fachowców pomogła nam za pośrednictwem firmy Atlas, która mnie sponsoruje. Jej przedstawiciele sprawili, że udało się znaleźć osoby, które się tym zajęły, bo mają firmy, które wchodzą w skład tej grupy.
To, jak wyeksponowano moje trofea i pokazano ich historię, jest niesamowite. W życiu sam bym tego nie wymyślił. Cieszę się, że jest Ewa, która mogła się tym zająć.
Czyli nie było cię na etapie wieszania medali i ustawiania gablot.
Byłem na bieżąco informowany, ale rzadko tu bywałem. Przychodziłem, jak już było coś zrobione. Potem Ewa pytała: "Zobacz, podoba ci się takie rozwiązanie?". Ja mówiłem coś w stylu: "Super, nigdy sam bym tego nie wymyślił".
Miałeś zderzenie z rzeczywistością. Bardzo pozytywne.
Tak, najpierw byłem w momencie, kiedy zamontowano gabloty, a potem dopiero, jak trofea już ustawiono na swoich miejscach. Mam bowiem wybitny talent do robienia samemu sobie krzywdy, do tłuczenia szkła i wywracania różnych rzeczy. Na moment ustawiania pucharów zostałem więc odsunięty od sprawy.
Na skoczni tego "talentu" nie widać.
Moja mama zawsze się śmiała i mówiła, żebym najlepiej tylko skakał, bo wtedy nic złego mi się nie dzieje. A w domu zawsze coś sobie robiłem.
Kiedy zobaczyłem trofea na swoich miejscach, jak je przestawiono, miałem łzy w oczach.
Całe twoje sportowe życie w jednym miejscu.
Tak, to jest coś, o czym się nie myśli na co dzień. Trofea lądują w pudłach i skrzyniach zaraz po zawodach. Nigdy ich nie wyjmuję, bo nie mam potrzeby patrzenia na nie i podziwiania w ten sposób samego siebie. Zawsze patrzę do przodu. To, co już wywalczyłem, to historia. A w tym miejscu mogą widzieć siebie od samego początku kariery i po części przeżyć to wszystko jeszcze raz, przypomnieć sobie niektóre sytuacje. Szczególnie że niektóre z nich miały miejsce, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Warto do nich wrócić i zaczerpnąć inspiracji.
Podobno jest już przygotowane pomieszczenie na przyszłe trofea. To daje do myślenia.
W trakcie przygotowywania tego miejsca zawsze mi powtarzano, żebym sobie skakał dalej, bo przecież wszystko można delikatnie przerobić, a gabloty poszerzyć. Mam więc możliwość powiększenia asortymentu.
Zwłaszcza że niedawno powiedziałeś mi, że w ogóle nie myślisz o końcu kariery.
Cieszę się dobrym zdrowiem i skakaniem na nartach. A skoro tak, chcę to robić dalej.
Ubiegły sezon był dla ciebie świetny za sprawą sukcesu w Turnieju Czterech Skoczni. Ale jego końcówka była frustrująca. Z jaką formą psychiczną przygotowujesz się do kolejnego?
Miałem trochę czasu, aby odetchnąć i zastanowić się nad wszystkim, podejść z większym dystansem do tego, co było. Wiele rzeczy ułożyło się niezależnie ode mnie. Pojawiła się kontuzja, która doskwierała mi już w zimie. Na początku myślałem, że to kwestia obuwia, wziąłem nowe buty, ale też mnie uwierały. Okazało się, że tworzył się nowy obrzęk, co dokładnie pokazała tomografia wykonana po sezonie. Narośl, która była kiedyś na lewej stopie, zrobiła się też na prawej. To wszystko kwestie przeciążeniowe.
Czyli nie wpłyną na przyszłość kariery?
Nie, udało mi się zrealizować pierwszy, najtrudniejszy etap treningu posezonowego, ten najcięższy. Potem przyszedł moment, że już nie byłem w stanie trenować - obrzęk zrobił się na tyle duży, że musieliśmy go wyciąć operacyjnie. Na szczęście to nic tak groźnego i inwazyjnego, żebym po kilku tygodniach nie mógł wznowić treningów. Dziś wszedłem na skocznię i, jak widać, nie zapomniałem, jak się skacze.
Nasi skoczkowie zaskoczyli. Rzadko widzimy ich w takich strojach >>
Magiczne miejsce w Zakopanem >>