Nowy telewizyjny dom skoków narciarskich. Rewolucji nie widać, ale jest całkiem dobrze [OPINIA]

Szybkie i dynamiczne, ale przy tym ciepłe. Takie wrażenie sprawia studio skoków narciarskich w telewizji TVN. Cieszy, że nie ma odpustowej atmosfery, ogólnie rzecz biorąc jest solidnie, ale kilka rzeczy będzie trzeba poprawić.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Sebastian Szczęsny East News / ADAM JANKOWSKI/REPORTER / Na zdjęciu: Sebastian Szczęsny
"Nowy dom skoków narciarskich" - tak prowadzący studio telewizji TVN przed zawodami Pucharu Świata w skokach narciarskich lubią nazywać miejsce, w którym pracują. Jaki jest ten nowy dom?

W czasie wprowadzających w konkurs 15 minut, a potem po zawodach, bardzo dużo się dzieje. Przed inauguracją sezonu w Niżnym Tagile były rozmowy z gośćmi, trenerem skoków Jakubem Kotem, skoczkinią Kamilą Karpiel, muzykiem Sebastianem Karpielem-Bułecką, prezentacja polskiej kadry, wideorozmowa z Adamem Małyszem, teleportowany wywiad z Kamilem Stochem, łączenie z reporterem na skoczni Aist. Po konkursie dyskusja z dobrymi proporcjami merytoryki i humoru oraz seria wywiadów z polskimi zawodnikami.

Gospodarze, Sebastian Szczęsny i Damian Michałowski, postarali się o przyjazną, pozbawioną zadęcia atmosferę. Zapewniali, że nie będą walczyć o to, który z nich jest ważniejszy. I nie walczyli. W pierwszym w historii studiu skoków na antenie TVN rolę frontmana wziął na siebie Szczęsny. Michałowski tym razem był jego pomocnikiem, doktorem Watsonem przy Sherlocku Holmesie, który od czasu do czasu miał zapewniać element komediowy. Pytanie, czy taki podział obowiązków będziemy oglądać za każdym razem, czy też prowadzący za każdym razem będą rozkładać ciężar inaczej.

ZOBACZ WIDEO: Kto zostanie nowym prezesem PZN? "Kandydatem środowiska narciarskiego jest Adam Małysz"

Obaj prowadzący wypadli dobrze. Po Michałowskim, którego bardziej znają widzowie formatów śniadaniowych czy rozrywkowych, niż fani skoków, widać, że wywodzi się właśnie z dziennikarstwa sportowego. Na więcej pochwał zasłużył jednak Szczęsny.
Pozyskany z Telewizji Polskiej dziennikarz w nowym miejscu, i w pewnym sensie także w nowej roli, czuł się jak ryba w wodzie. Gdy komentował skoki w TVP, niektórym kibicom nie podobało się, że zbyt często podnosi głos i próbuje sztucznie pompować w konkurs emocje. A jako prowadzący studio spisał się bez zarzutu. Bardzo dobra polszczyzna, sprawne przechodzenie do kolejnych punktów programu i przyjemna, ciepła barwa głosu.

"Ciepłe" to zresztą słowo dobrze oddające atmosferę miejsca, które TVN promuje jako nowy dom skoków. W tym poprzednim czasem chciało się podkręcić ogrzewanie, tutaj nie ma takiej potrzeby. Duża w tym zasługa wspomnianych prowadzących i dynamicznego formatu, który nie pozwala widzowi zmarznąć.

Swoje zrobili też goście w studiu. Jakub Kot sam jako skoczek kariery nie zrobił, ale widać, że fach jest mu dobrze znany. Tak jak jego brat Maciej, ma cenny dar. O zawiłościach skoków potrafi opowiadać w zrozumiały i interesujący sposób. Z kolei młodziutka Kamila Karpiel wniosła naturalność, luz i pewność siebie. Widać, że lubi być przed kamerą i w kolejnych tygodniach pewnie jeszcze nie raz pojawi się w TVN.

Na tym tle słabiej wypadł Karpiel-Bułecka. Dyrektor programowy TVN Edward Miszczak mówił nam kilka dni przed konkursem w Niżnym Tagile, że skoro prowadzący mają w studio taką osobę, powinni dać mu okazję, żeby śpiewał. Tyle że pieśń Karpiela-Bułecki tym razem nie porwała, daleko jej było do utworów "Zakopower", które swego czasu nuciła cała Polska. Cóż, może zakopiański muzyk potrzebuje więcej czasu, żeby odnaleźć się w roli sportowego eksperta. Dobre było jednak to, że nie próbowano robić z niego "misia z Krupówek", który ma zabawiać niedzielnych kibiców, a traktowano jako pełnoprawnego eksperta.

To istotna rzecz, bo pokazuje, jaką drogę w pokazywaniu skoków chce wybrać TVN. Kiedy słyszałem, że to Eurosport ma być kanałem eksperckim, a studio w TVN-ie będzie bardziej lajfstajlowe, obawiałem się odpustowej atmosfery. Celebrytów bez pojęcia o dyscyplinie w roli gości, gotowania na antenie, klimatu rodem z reality show. Tego na szczęście nie ma. Głównym daniem są skoki narciarskie, podane jako lekkostrawna potrawa.

Tym, co mnie rozczarowało, była strona technologiczna. Wirtualne elementy sprawiały wrażenie sztucznych. Gdy przed konkursem przedstawiano widzom polską kadrę, sylwetki zawodników wyglądały jak wycięte z kartonu. Wspomniana teleportacja do studia Kamila Stocha była toporna i nie robiła tak dobrego wrażenia, jak podobne rozmowy w Eurosporcie.

Mimo niedociągnięć uważam, że telewizja, która do tej pory nie była kojarzona ze sportem, odrobiła pracę domową. Pokazała, że skoki narciarskie nie są dla niej dopiero co przeszczepionym elementem, obcym ciałem, które się nie przyjmie.

Jednak rewolucji w pokazywaniu dyscypliny, o której słyszeliśmy w czasie prezentacji "Sportowej Zimy" TVN Grupy Discovery, na razie nie widzę. Dam sobie jeszcze trochę czasu, może w końcu ją dostrzegę. A na razie za oprawę ulubionej zimowej dyscypliny Polaków daję solidne cztery z plusem.

Czytaj także:
Niemiec liderem klasyfikacji generalnej. Tylko dwóch Polaków z punktami PŚ
Zauważyłeś to w TV? Tylko zobacz, co wbiegło na skocznię

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×