Drużyna sięgnęła dna. Trener skoczków uderzył pięścią w stół

Sytuacja z tego sezonu to nie pierwszy raz, gdy polscy skoczkowie słabo rozpoczynają rywalizację. Jeszcze gorzej było 9 lat temu - Biało-Czerwoni w drużynówce przegrali nawet z Francją. Po konkursie Łukasz Kruczek postawił wszystko na jedną kartę.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Łukasz Kruczek Newspix / TOMASZ MARKOWSKI / Na zdjęciu: Łukasz Kruczek
Nie tak skoczkowie i kibice wyobrażali sobie inaugurację Pucharu Świata. W Niżnym Tagile tylko Kamil Stoch miał przebłyski dobrej formy. Pozostali Polacy skakali słabo i nie przypominali siebie z ostatnich, świetnych dla naszych skoków lat.

Słaba inauguracja to jednak nie powód do paniki. Dobitnie pokazuje to sezon 2012/2013, który dla Biało-Czerwonych rozpoczął się jeszcze gorzej niż obecny. Dwa miesiące później nikt o tym jednak nie pamiętał - Kamil Stoch został indywidualnym mistrzem świata, a drużyna po nieprawdopodobnym horrorze sięgnęła po historyczny brązowy medal.

Ten sukces narodził się jednak w Ruce, w miejscu gdzie było źle, nawet bardzo źle. Polscy skoczkowie przylecieli do Finlandii po kompletnej klapie na inaugurację. W Lillehammer, tak jak teraz w Niżnym Tagile, mieli problem z awansem do drugiej serii. Honor ratował tylko Kamil Stoch.

ZOBACZ WIDEO: Kto zostanie nowym prezesem PZN? "Kandydatem środowiska narciarskiego jest Adam Małysz"

Tydzień później w Ruce było jeszcze gorzej. W drużynówce Biało-Czerwoni sięgnęli dna. Zajęli 11. miejsce, przegrali z taką "potęgą" jak Francja i nie awansowali do drugiej serii. Potrzebny był wstrząs i na taki zdecydował się ówczesny trener kadry Łukasz Kruczek. Zebrał chłopaków, uderzył pięścią w stół i wyłożył karty na stół - jeśli to on jest problemem reprezentacji, to poda się do dymisji.

Reakcja skoczków? Stanęli murem za trenerem. Uznali, że wszyscy ciągną ten wózek razem i szkoleniowiec nie będzie kozłem ofiarnym. I wtedy narodziła się drużyna. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Kruczek zobaczył, że ma skoczków gotowych pójść za nim w ogień, a zawodnicy przekonali się, że trener nie pęka i potrafi wziąć odpowiedzialność za wynik.

Efekty tamtej rozmowy nie przyszły jednak od razu. Zespół odbudowywał się krok po kroku, ale na najważniejszą imprezę sezonu był gotowy. W mistrzostwach świata w Val di Fiemme, na dużej skoczni, Kamil Stoch w wielkim stylu zdobył złoto. We Włoszech świetnie skakała jednak cała drużyna, która kilka dni później zdobyła brąz, pierwszy medal w historii polskich skoczków w konkursie drużynowym.

Sezon sprzed 9 lat daje nadzieję, że i tym razem skoczkowie podniosą się po nieudanej inauguracji. Teraz Michal Doleżal, obecny trener polskich skoczków, nie musi jednak uderzać pięścią w stół. Dwa poprzednie sezony udowodniły, że jest dobrym fachowcem i potrafi, wraz z asystentami, dobrze przygotować zespół do najważniejszych zawodów.

Tak jak 9 lat temu tak i teraz najważniejsze konkursy (igrzyska olimpijskie oraz MŚ w lotach) są w drugiej części sezonu. Czasu do podniesienia się po słabszym początku jest mnóstwo. Jak zapewnia sam trener i zawodnicy, krok do przodu Biało-Czerwoni powinni wykonać już w ten weekend w Ruce. W sobotę i niedzielę na miejscowej Rukatunturi odbędą się dwa konkursy indywidualne. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 i na WP Pilot.

Plan zawodów w Ruce:

sobota (27.11.2021)
15:15 - seria próbna
16:30 - pierwsza seria konkursowa

niedziela (28.11.2021)
14:30 - kwalifikacje
16:15 - pierwsza seria konkursowa

Czytaj także:
Horror na skoczni. Trybuny zamarły, a komentatorzy zamilkli
Rok temu był rewelacją, teraz jest cieniem samego siebie. Trenerzy podjęli słuszną decyzję?

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×