Nie ma przełamania. Co więcej, czwarty konkurs Pucharu Świata w skokach był najgorszym dla Biało-Czerwonych w tym sezonie. Żadnego z nich nie było w pierwszej dwudziestce. Rozczarował przede wszystkim Kamil Stoch, który zajął dopiero 41. miejsce.
I właśnie z oceną formy trzykrotnego mistrza olimpijskiego jest największy problem. W Niżnym Tagile i Ruce Stoch potrafił bardzo dobrze skakać w sobotę, gdy zajmował 5. oraz 8. miejsce. Dzień później była jednak kompletna klapa. W Rosji skończyło się 33. pozycją, w Finlandii 41. Dlaczego? Czyżby Stochowi na koniec weekendu brakowało już sił, by energicznie odbić się?
- Nie chodzi o energię. U Kamila kluczową kwestią jest trafienie w próg. Jeśli trafi, to wtedy ta linia lotu jest odpowiednia, biodro jakby nachodzi nad nartę i udaje się odlecieć - tłumaczy dla WP SportoweFakty Jan Szturc, pierwszy trener Adama Małysza.
ZOBACZ WIDEO: Kto zostanie nowym prezesem PZN? "Kandydatem środowiska narciarskiego jest Adam Małysz"
- Tyle tylko, że taka zasada sprawdza się w równych warunkach. Tymczasem Kamil trafił na taki moment w pierwszej serii, gdy warunki nie były najlepsze. Przed nim kilku skoczków wylądowało na buli i też nie awansowało do finałowej serii. Tymczasem zaraz po Kamilu Timi Zajc miał już znacznie lepsze warunki i awansował do najlepszej trzydziestki - dodał.
Przed skokiem Stocha mocni w tym sezonie Yukiya Sato oraz Robert Johansson skoczyli bardzo krótko. Polak poleciał nieco dalej, ale 121,5 metra to i tak było za mało na drugą serię.
- Kamil jest jednak najbliżej swojej dobrej dyspozycji - podkreślił Jan Szturc i dodał: - Potrafi oddawać już naprawdę dobre skoki, zwłaszcza w treningach. W konkursach na razie nie zawsze widzimy to przełożenie, więc prawdopodobnie na razie za bardzo chce. Musi do tego podejść na większym luzie. Nie musi nic udowadniać, musi skakać po prostu swoje i powinno być dobrze.
Po pierwszej serii niedzielnego konkursu wydawało się, że na właściwe tory wrócił Piotr Żyła. Jego skok na 140. metr i piękny telemark oglądało się z przyjemnością. W finale wrócił jednak koszmar. Mistrz świata wylądował na 112. metrze i spadł z 9. aż na 27. miejsce.
- Pierwszy skok Piotrka był bardzo dobry. Utrzymał koncentrację do samego momentu odbicia, wyszedł odpowiednio z progu i od razu miało to wpływ na odległość. W finale trafił na złe warunki, ale sam skok nie był też już tak dobry. Nie było tego luzu, był bardziej pospinany - przeanalizował Jan Szturc.
Na razie najbardziej pogubiony z trójki polskich mistrzów świata jest Dawid Kubacki. Stoch czy Żyła mają pojedyncze udane próby, nowotarżanin dobrego skoku nie zaprezentował od dawna. W niedzielę był dopiero 44., mimo że względem soboty technicznie jego skok wyglądał już trochę lepiej...
- Nie leciał już tak wysoko, przytrzymał klatkę piersiową, ale za bardzo skierował odbicie do przodu. Dlatego nie wykorzystał odpowiednio mocy w nogach. Poziom konkursu stał na świetnym poziomie i taki błąd od razu kosztował Dawida miejsce poza trzydziestką - podkreślił rozmówca WP SportoweFakty.
Trzeci weekend PŚ w skokach odbędzie się w Wiśle od 3 do 5 grudnia. Po rywalizacji w Niżnym Tagile i Ruce trudno o jakikolwiek optymizm.
Czytaj także:
Rzadko spotykana sytuacja w Ruce. Patrząc na warunki, trudno w to uwierzyć
Co za fatalny początek sezonu. Tak źle nie było od lat