Korespondencja z Wisły
Przed inauguracją Pucharu Świata w medialnym świecie zaszła istotna zmiana. Sebastian Szczęsny zdecydował się zmienić pracodawcę i od początku nowego sezonu w skokach narciarskich prowadzi studio TVN. Przemysław Babiarz, z którym od niedawna kojarzymy skoki, wciąż pracuje dla TVP, stąd żywiołowy komentarz dziennikarza nie jest stałym elementem weekendów w polskich domach.
- Nie ma karuzeli, nie ma cykliczności i wielkiego serialu. Ale z drugiej strony jest pewna odświętność, bo kiedy już są skoki, to dla nas wielkie święto. Zawsze można znaleźć pozytywną stronę tego zagadnienia. Wiadomo, że wielką puentą w tym sezonie będą igrzyska olimpijskie, więc ja nie spuszczam nosa na kwintę. Patrzę na to, co się dzieje - przekonuje Babiarz w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Szczery Klemens Murańka. Takie miał myśli podczas kwarantanny
Zdaje sobie sprawę z tego, że teraz wszystko, co stanie się przed igrzyskami, będzie okazją do rozważań, który zawodnik ma największego szanse, kto jest faworytem przed Pekinem. A przecież i tak na igrzyskach może zdarzyć się coś zupełnie innego niż podpowiada nam logika.
- Jeśli ktoś nie jest mocny w pierwszej części sezonu, a nasi skoczkowie przecież nie są, nie znaczy, że nie będzie przygotowany na igrzyska. Kamil Stoch może dokonać czegoś absolutnie unikatowego, bo zdobycie trzeciego złotego medalu na trzech kolejnych igrzyskach to coś, czego nikt nie dokonał. Myślę, że Kamil o tym myśli, choć nigdy w życiu się do tego nie przyzna. W takim razie, ja mówię to za niego - z pewnością w głosie kwituje dziennikarz.
I dodaje, że podczas sobotniego konkursu drużynowego każdy zespół miał przynajmniej jedną wpadkę.
- Myśmy do piątej serii wpadki nie mieli żadnej, ale w końcu musiała się zdarzyć. I zdarzyła się. Proszę zwrócić uwagę, że Anze Lanisek zawalił trochę Słoweńcom wynik, choć nie na tyle, żeby nie stanęli na podium. W drużynie austriackiej nie najlepiej skoczył Daniel Huber. Niemcy mieli słaby pierwszy skok Markusa Eisenbichlera, choć ich drużyna skakała stosunkowo równo. A co ma powiedzieć Robert Johansson u Norwegów? Daniel Andre Tande też był słaby w pierwszej serii - wylicza Babiarz.
Przyznaje również, że na ostateczny rezultat Polaków wpływ miał nie tylko kiepski start Dawida Kubackiego. Do podium straciliśmy przecież ponad 40 punktów. Ten skok jednak na pewno "wyszczerbił nam szczękę".
- Pierwszy raz nie stanęliśmy tutaj na podium, ale obserwuję też, że niedziela zawsze jest inna od soboty. Konkurs indywidualny znacznie odbiega od tego, co możemy sobie ułożyć w głowie po konkursie drużynowym. Po zmaganiach zespołowych zawsze dokonujemy podsumowania, kto indywidualnie był najlepszy - wiadomo, że w sobotę to był Stefan Kraft, potem Cene Prevc i Timi Zajc. Mieliśmy też dwóch Polaków w dziesiątce. Ale czy w niedzielę będzie lepiej czy gorzej, naprawdę trudno osądzić. Musimy poczekać - zastanawia się Babiarz.
Zauważa jednocześnie, że jesteśmy w szczególnym momencie sezonu. Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.
- Jakby to powiedzieli matematycy, po pewnym czasie, w którym pewne zdarzenia ewenementalne wykluczają się nawzajem, możemy coś stwierdzić, podsumować. Niezaprzeczalnie w dobrej formie jest Prevc. Granerud wygrał, a potem dwa razy się nie zakwalifikował. Tutaj w kwalifikacjach też nie błyszczał. Mamy w ogóle niezwykle ciekawą sytuację, bo pierwsze cztery konkursy indywidualne wygrało czterech skoczków. Jeśli w niedzielę zwycięży ktoś spoza czwórki Granerud, Geiger, Lanisek i Kobayashi (który w Wiśle przecież nie startuje), będzie to pierwsza taka sytuacja od sezonu 1996/1997, a więc od ćwierć wieku. Może być naprawdę ciekawie - reasumuje komentator TVP.
Drobny awans Polaków w Pucharze Narodów. Mogło być jeszcze lepiej >>