To był niespodziewany finał historii, a raczej współpracy trenera Miki Kojonkoskiego z reprezentacją Chin w skokach narciarskich. Miała być walka o dobry wynik na igrzyskach olimpijskich, a tymczasem 58-latek został bezrobotny.
Fakt ten sprawił - w połączeniu ze słabymi wynikami Polaków - że legendarny Fin nagle został kandydatem do zastąpienia Michala Doleżala.
- Byłem pytany o to wiele razy - przyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". Przyznał jednak, że "spekulacje są niepotrzebne".
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz nie kryje rozczarowania formą Polaków. "Nie można być zadowolonym z tego konkursu"
O Polakach wypowiada się w samych superlatywach. Dodał też, że jest zaskoczony takim słabym wejściem Biało-Czerwonych w nowy sezon. Nazwał to wprost niespodzianką. - Późnym latem byłem w Zakopanem z Chińczykami. Skakaliśmy razem z polskimi skoczkami i widziałem, że wyglądają bardzo dobrze - wyjaśnił.
- Czasem z jakichś powodów gubisz ścieżkę. Dla trenerów i liderów drużyny to najważniejszy moment, jeśli chodzi o ich rozwój - dodał i przyznał, że potrzeba analiz i odpowiednich wniosków. Kojonkoski nie ma jednak wątpliwości, że Doleżal i Adam Małysz "to prawdziwi profesjonaliści" i na pewno znajdą drogę, by reprezentanci Polski wrócili do wielkiego skakania.
Fiński szkoleniowiec odniósł się również do tematu samego zwolnienia w Chinach, gdzie wszystko układało się tak, jak powinno. Wyniki i rozwój szły w dobrą stronę, wszyscy byli zadowoleni. - To wrażliwy temat. Co tu dużo mówić, mieliśmy duży projekt - stwierdził.
Przyznał też, że w Azji zaczynał od zera, co było dla niego nowym doświadczeniem. - Nagle przerwali współpracę. Nie będę tego komentować. To jest ich decyzja. Oczywiście byłem rozczarowany - zakończył wątek.
Zobacz także:
Sporo zagadek przed Klingenthal. Takiej sytuacji nie mieliśmy dawno
To jest hit. Walter Hofer w nowej roli na skoczni