Korespondencja z Innsbrucka, Szymon Łożyński
Klienci siadają w restauracji. Podchodzi uśmiechnięty kelner i nie rozpoczyna tradycyjnie od podania menu albo pytania, "czy życzą sobie państwo coś do picia?". To za chwilę, najpierw pada prośba: "czy mogę zobaczyć państwa dowód o pełnym zaszczepieniu?". Tak funkcjonuje Austria.
Miejscowy rząd wykazuje twardą politykę przeciwko koronawirusowi. Przy wjeździe do kraju obowiązuje zasada 2G plus, czyli trzeba mieć certyfikat zaszczepienia albo informację o przechorowaniu koronawirusa, a do tego posiadać negatywny wynik testu na COVID-19, zrobiony maksymalnie 72 godziny wcześniej przed przyjazdem.
Na czas świąt Bożego Narodzenia i sylwestra część restrykcji została zawieszona. Na krótko. Od 2 stycznia w kraju ponownie obowiązuje lockdown dla niezaszczepionych, bowiem statystyki nadal są wysokie. 1 stycznia potwierdzono ponad 3,5 tys. nowych przypadków zakażenia.
ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat
I tak, od niedzieli w Austrii do hotelu czy restauracji wejdziesz tylko z paszportem covidowym (pełne zaszczepienie albo informacja o przejściu zakażenia). W pomieszczeniach zamkniętych wymagane jest noszenie maseczki FFP2. Życie w miastach kończy się maksymalnie o 22:00, bo właśnie wtedy najpóźniej zamykane są restauracje, kina czy puby. Później rozpoczyna się godzina policyjna, która trwa do 5 rano.
Austriacy podchodzą do takich restrykcji ze zrozumieniem. W restauracji wszyscy grzecznie pokazują paszport covidowy. To tylko chwila, a dzięki temu czują się bezpiecznej. Wiedzą, że ryzyko transmisji koronawirusa, dzięki weryfikacji, jest ograniczone.
Gdy klienci odchodzą od stolika i przemieszczają się po części wspólnej restauracji, zakładają maseczkę. W sklepach spożywczych trudno znaleźć osobę, która nie miałaby jej założonej. Restrykcje są, ale ludzie starają się żyć normalnie. W niedzielne popołudnie na ulicach Innsbrucka można było spotkać wiele osób. W restauracjach dużo stolików było zajętych.
W poniedziałek, gdy rozpocznie się austriacka część Turnieju Czterech Skoczni, na trybunach nie będzie jednak nawet zaszczepionych. Austriacki rząd do minimum ograniczył skupiska ludzi. Pierwotnie planowano wpuścić ograniczoną liczbę fanów z certyfikatami zaszczepienia, ale tuż przed Nowym Rokiem z tego pomysłu wycofano się i zawody w Innsbrucku oraz Bischofshofen - tak jak wcześniej w Niemczech - odbędą się bez udziału kibiców.
Dziennikarze, którzy chcą pracować przy zawodach, muszą przy odbiorze akredytacji pokazać certyfikat zaszczepienia albo potwierdzenie przechorowania koronawirusa lub negatywny wynik testu, zrobiony najpóźniej 72 godziny wcześniej.
To nie będzie piękny widok, gdy potężne trybuny wokół Bergisel w Innsbrucku znów będą świeć pustkami. To już druga taka sytuacja, bowiem rok temu również zmagania odbywały się bez udziału fanów. Wtedy mało sportową atmosferę na skoczni osłodził jednak Kamil Stoch, znakomitymi skokami i pewnym zwycięstwem. Teraz takiej powtórki raczej nie będzie.
Trzykrotny mistrz olimpijski zmaga się z potężnym kryzysem formy. W niedzielę w Innsbrucku sztab szkoleniowy i sam zawodnik dyskutowali, czy jest sens dalej startować w 70. TCS, czy jednak odpuścić zawody i pojechać na spokojny trening. Ostatecznie Kamila Stocha nie wycofano z turnieju i w poniedziałek znów zobaczymy go na skoczni w Innsbrucku, podobnie jak Piotra Żyłę, Dawida Kubackiego, Jakuba Wolnego, Andrzeja Stękałę i Pawła Wąska.
Początek poniedziałkowych treningów w Innsbrucku o 11:00. Kwalifikacje zaplanowano na 13:30. Transmisja w Eurosporcie 1.
Czytaj także:
Kolejna katastrofa Kamila Stocha. Apoloniusz Tajner zabrał głos
Przygnębiający obraz. Tak źle w polskich skokach nie było od dawna