Złoty medal mistrzostw świata w lotach narciarskich to jedyne trofeum, jakiego brakuje w kolekcji Kamila Stocha. Polski mistrz w tym sezonie był daleki od formy, dzięki której mógłby być wskazywany w roli faworyta do triumfu, ale igrzyska olimpijskie pokazały, że Stocha wciąż stać na świetne wyniki.
Jednak w Vikersund Stochowi nie idzie już tak dobrze, jak w trakcie igrzysk olimpijskich w Pekinie. Co prawda na norweskim mamucie skakano w loteryjnych i trudnych warunkach, ale Polak sam przyznał, że on miał lepszą sytuację niż inni.
- Druga seria była bardzo trudna, widać to po warunkach, mało kto przeleciał 200. metr. Tam, gdzie trzeba nabierać wysokości, tę wysokość się traci - mówił w rozmowie z TVP.
- Nie miałem takich kiepskich warunków, jak zawodnicy po mnie. Te skoki, bo to nie są loty w moim wykonaniu, nie idą tak jak bym chciał. Jest szereg błędów, które popełniam, a których nie potrafię poprawić. Pomimo tego, że się koncentruję na tym ze skoku na skok, to nie ma efektu - dodał trzykrotny mistrz olimpijski.
Reprezentant Polski przyznał, że błędy zaczynają się już w pozycji najazdowej. - Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Robię to samo co do tej pory, ale no tak to już jest. Cały sezon się z tym borykam. Co skocznia, to ten problem powraca. Nie mogę tego rozgryźć w ogóle, przez to mam problemy w locie. Męczę się bardzo w tej drugiej fazie - zakończył Stoch.
Polak po dwóch skokach jest 21. W pierwszej próbie uzyskał 206,5 metra, a w drugiej 196 metrów.
Czytaj także:
Część faworytów już nie liczy się w walce. Odległe miejsca Polaków
Rosjanie mogą zdobywać nowe tytuły mimo wykluczenia? Znamy stanowisko federacji
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: David Beckham w nowej roli. Świetnie sobie radzi z patelnią