W 2019 r. cała Polska żyła akcją ratunkową na Śnieżce. Dotyczyła ona Artura Szpilki oraz jego psa. Pięściarz wybrał się na najwyższy szczyt polskich Sudetów z Pumbą - psem rasy american bully XL. Warunki pogodowe się pogorszyły i musiał wezwać ratowników GOPR.
Pumba był przemęczony i zmarznięty, jednak wszystko na szczęście skończyło się dobrze. Sam gwiazdor na łamach "Super Expressu" zarzekał się, że nie popełni w przyszłości takiego błędu.
Życie jednak brutalnie zweryfikowało te zapowiedzi. W wigilijny poranek Szpilka na swój profil w mediach społecznościowych wrzucił wideo. Ogłosił, że bez koszulki, w samych spodenkach, wchodzi na Śnieżkę. Towarzyszą mu jego kolega i Pumba.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
- Pamiętajcie, że to trzeba się przygotować. To nie jest takie bezpieczne, jak się widzi na Instagramie. Do tego trzeba się przygotować. Jesteśmy morsami. Dzisiaj to w ogóle wyzwanie, bo ja jestem na głodówce. W sobotę ostatni posiłek zjadłem o 17:00, a w niedzielę nic nie jadłem - opowiada Artur Szpilka.
- Oczywiście, Pumbuś jest z nami - dodaje na wideo wrzucone na portalu X (dawniej Twitter). Pumba to ukochany pies boksera. Jak skończyła się cała sytuacja? Szpilka tym razem zdecydował się wrócić wcześniej.
- Słuchajcie, brakło nam 20 minut na Śnięzkę, ale pokonała nas odpowiedzialność i wracamy. Tu nie chodzi o nas, ale o Pumbę. Nie chcę nadużywać gościny GOPR-owców, święta są - powiedział Szpilka
Czytaj więcej:
Przyszła pora na życzenia. Iga Świątek zwróciła się do kibiców