Marcin Mięciel był gwiazdą polskiej ligi. Z Legią Warszawa zdobył mistrzostwo Polski, a także dwa Puchary Polski. Słynął przede wszystkim z goli przewrotką. Zdobywał je w każdym klubie, w którym grał. Nawet w reprezentacji Polski, w której strzelił jedną bramkę, piłka wpadła do siatki właśnie po strzale efektowną przewrotką.
W latach 90. i na początku XX wieku młodzi chłopcy wieszali sobie w domu plakaty głównie z Marcinem Mięcielem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie
- Szedłem do fryzjera, a on mówił mi, że ktoś poprosił, by go ściąć na mnie. Idę ulicą - ktoś w mojej koszulce. Dostawałem ogrom listów. Na wszystkie odpisywałem, wysyłałem autografy. Dużo pracy, kartki jeszcze sam sobie robiłem. Później już Legia podrzucała nam trochę tych kartek, sto, dwieście - opowiadał w 2017 r. w rozmowie z portalem Weszło.
- Koledzy mówią, że dzisiaj mógłbym na tym zarabiać, a wtedy nawet bym o tym nie pomyślał. Za darmo godziłem się na wszystkie sesje. Strasznie mi się to podobało. Ja, prosty chłopak z Tczewa, który w zeszytach opisywał każdy podwórkowy mecz i jeszcze wystawiał z niego oceny, nagle byłem w centrum uwagi - mówił z kolei w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Mięciel w ekstraklasie strzelił 57 goli, dorzucił 40 trafień w lidze greckiej i osiem w Bundeslidze. Najdłużej występował w Legii Warszawa. Dobre występy w Polsce zaowocowały transferem do Niemiec. Kupiła go Borussia M'gladbach. Później przeniósł się do Grecji, gdzie grał w Iraklisie i PAOK-u. Po pięciu latach spędzonych w Grecji na dwa lata wrócił do Niemiec, by w 2009 roku ponownie zawitać do Legii. Później przez dwa lata grał jeszcze w ŁKS-ie Łódź i zakończył karierę.
Nie rozstał się z piłką. Wraz z innym byłym piłkarzem Maciejem Bykowskim w 2013 r. założył Szkołę Techniki Futbolu "Champion" na warszawskim Ursynowie, która zajmuje się szkoleniem dzieci i młodzieży.
- Przychodzi ojciec i mówi: syn sąsiada gra, a mój nie. Co jest? Młodzi mają cienką skórę. Ktoś powie mu, że jest słaby, to na drugi dzień przychodzi matka i robi awanturę. Kiedyś chłopak dał drugiemu liścia, to wstyd było przyjść do domu i o tym powiedzieć, bo by jeszcze od ojca dostał drugiego. Takie było kiedyś wychowanie. Jestem przeciwnikiem bicia, ale chłopiec musi wiedzieć, że w życiu różne rzeczy się zdarzają. Trochę dorośnie, pójdzie do pracy, to też dostanie naganę od szefa. I co? Do kogo pobiegnie? - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".