Po latach Mark Schultz (na zdjęciu po prawej), brat zabitego Dave'a (po lewej), miał do siebie pretensje. Twierdził, że można było tej zbrodni uniknąć. Jej sprawca miał pieniądze i wpływy, był powszechnie szanowanym człowiekiem, jednak od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie.
Kto jednak mógł przypuszczać, że cała historia zakończy się zabójstwem?
Śmierć na oczach żony
John du Pont pochodził z bogatej i wpływowej rodziny, która od ponad 200 lat zajmuje się produkcją wyrobów chemicznych (majątek rodziny wyceniano w 2014 roku na ok. 15 mld dolarów). Był dobrze wykształcony, zjeździł kawał świata, nigdy nie liczył się z pieniędzmi. Miał niespełnione ambicje sportowe. Był m.in. zapalonym pływakiem i pięcioboistą, marzył o udziale w igrzyskach olimpijskich. Wydawało się, że spełni marzenie i w 1968 roku pojedzie do Meksyku z kadrą pięcioboistów, jednak ostatecznie nie znalazł się w reprezentacji.
Oprócz tego pisał książki przyrodnicze, założył muzeum przyrodnicze, ale jego oczkiem w głowie było wielkie centrum sportowe koło Filadelfii, gdzie mieli szkolić się zapaśnicy. Tam też, jako szkoleniowiec, pracował Dave Schultz, sześciokrotny mistrz świata i mistrz olimpijski z 1984 roku. To właśnie zapasy - swoją drużynę nazwał "Foxcatcher" - stały się wielką miłością du Ponta. A zarazem źródłem plotek - o tym, że wykorzystywał seksualnie młodych zawodników.
Żadna z afer nie ujrzała jednak światła dziennego. Ludzie zaczęli mówić o tym głośno dopiero po śmierci Dave'a Schultza. Wspominano m.in. o molestowaniu młodych zapaśników czy grożeniu jednemu z nich bronią. Nikt jednak oficjalnie nie wniósł oskarżenia.
Właśnie w tym ośrodku doszło do przestępstwa. 26 stycznia 1996 roku du Pont podjechał pod dom Schultza. Nie wysiadł z auta, które prowadził jego kierowca. Uchylił jedynie szybę i wystawił pistolet. Zapytał Schultza, czy ma z nim jakiś problem. Sportowiec montował radio w aucie. Kiedy zaskoczony spojrzał w kierunku du Ponta, ten oddał w kierunku zapaśnika trzy strzały. Trafił go w łokieć, klatkę piersiową i kark. Celował jeszcze w żonę ofiary, Nancy, ale nie nacisnął spustu. Za moment auto z przestępcą odjechało. 36-letni Schultz zmarł.
Makabryczny prezent
Zaraz po zabójstwie du Pont zabarykadował się w domu na terenie swojej wielkiej posiadłości. Miał ze sobą pełno amunicji. Próbował wmówić policjantom, że jest niepoczytalny. Siedział w domu przez dwa dni, wreszcie udało się go wywabić, bo wyłączono ogrzewanie. John twierdził, że czuł się raz Jezusem Chrystusem, a raz kosmitą. Sąd nie dał wiary jego opowieściom i skazał go na 30 lat. Du Pont umarł trzynaście lat później, w 2010 roku, w celi.
Michał Probierz: mój ojciec był wzorem walki o życie
{"id":"","title":""}
[nextpage]
Podczas procesu zaczęły wychodzić na jaw ciekawe szczegóły. Du Pont większość swojego majątku zapisał Walentinowi Jordanowowi, z którym utrzymywał bliski kontakt. Ten zapaśnik ćwiczył pod okiem zabitego Schultza. Du Pont popełnił morderstwo dokładnie w urodziny Bułgara, przez co później prasa spekulowała, że miał to być makabryczny prezent dla przyjaciela. Część majątku przypadło wdowie po zabitym zapaśniku. Podobno wypłacił jej 35 mln dolarów.
Mark Schultz (również mistrz olimpijski w zapasach z 1984 roku), o śmierci brata dowiedział się na Hawajach, gdzie trenował zawodników na uniwersytecie. On też pracował dla du Ponta, ale w 1989 roku zrezygnował z posady. Bogacz zamarzył sobie, że to u niego będą się wychowywać kolejni mistrzowie olimpijscy, szkoleni przez braci, jednak Schultzowie pokłócili się i ich drogi się rozeszły.
Rozstanie nie przebiegało w spokojnej atmosferze. Du Pont był zły, że Mark nie chce dla niego już dłużej pracować. Groził Markowi, że tego pożałuje. Z decyzji brata również nie był zadowolony Dave, który z kolei wiązał przyszłość z "Foxcatcher". Na posiadłość du Ponta sprowadził żonę i dwójkę dzieci. Bracia pokłócili się i nigdy już nie byli ze sobą tak blisko jak dawniej.
- Miałem tak bardzo dosyć pracy u du Ponta, że chciałem wynieść się za wszelką cenę. Płacił dobrze, ale jego obsesyjnie zaangażowanie we wszystkie dziedziny naszego życia było nie do wytrzymania. On był psychopatycznym fanem Dave'a. Uważał, że miał go na własność. Mój brat uosabiał wszystko, co du Pontowi nigdy w sporcie nie udało się zrealizować - opowiadał Mark Schultz.
Duchy i wysłannicy Hitlera
W 1988 roku zmarła matka du Ponta. Od tego czasu filantrop zaczął zachowywać się dziwnie. Opowiadał, że widzi duchy w ścianie swojego domu. Po wielkiej posiadłości krążył z bronią, bo wydawało mu się, że szpiegują go wysłannicy Hitlera.
Mark Schultz przyznał, że po zbrodni planował zabić du Ponta. - Teraz to już przeszłość, choć wspominam brata codziennie - przyznał dziesięć lat po śmierci Dave’a w rozmowie z "Daily Mail".
Był z bratem bardzo związany. Zwłaszcza od momentu, gdy rozwiedli się ich rodzice. Między chłopcami było siedemnaście miesięcy różnicy. - Dave był starszy, chronił mnie przed łobuzami i nauczył, jak używać pięści - opowiadał Mark Schultz.
Opisywał on mordercę jako kogoś, kto zbytnio używał życia. Du Pont ciągle pił, zażywał mnóstwo leków i miał problemy z psychiką. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać, jednak Mark po latach zarzucał sobie, że już wtedy powinien zareagować i nie przyjmować pracy u tego człowieka. A przede wszystkim namówić Dave'a do odejścia z posiadłości bogacza.
Obaj dali się skusić pieniądzom. Mark mieszkał w skromnym mieszkaniu, jego brat z żoną w niewielkim domu. Obaj mieli na koncie m.in. złote medale olimpijskie, ale ten fakt specjalnie nie poprawił ich sytuacji finansowej, bo zapasy były dyscypliną niszową.
Propozycja du Ponta spadła im jak z nieba. Filantrop ugościł ich po królewsku na swojej posiadłości. - Opowiadał, że Ameryka nie doceniła nas tak bardzo jak powinna, ale on to naprawi. Mówił o sobie, że usuwa przeszkody, które inni stawiają nam na drodze - wspominał Mark Schultz. Za wszystko płacił, także za pobyt utalentowanych zawodników, których szkolili obaj bracia.
Na procesie Mark siedział blisko mordercy. - Był tylko kilka metrów ode mnie. Bez problemu pokonałbym niską barierkę i złamałbym mu kark - mówił brat zabitego zapaśnika. Nie zdecydował się na taki krok. - Du Pont przez lata uchodził za osobę nietykalną. Miał pieniądze, wpływy i opinię dobrodusznego filantropa - mówił Mark Schultz.
Prokuratura ustaliła, że Dave po igrzyskach w Atlancie w 1996 roku miał zamiar jednak rozstać się z du Pontem i wyjechać do Stanford, gdzie na uniwersytecie dostał pracę trenera. Du Pont był tym zawiedziony, jednak nie wiedział, jak zatrzymać znanego zapaśnika. Czy to była powodem zbrodni? To tylko poszlaki. Do dzisiaj nie wiadomo, dlaczego mistrz olimpijski został zamordowany.
Krzysztof Gieszczyk
Zobacz wideo: 500 dni jesteśmy mistrzami świata