Makabryczna historia mistrza olimpijskiego. Zamordował go wpływowy bogacz
Mark Schultz (również mistrz olimpijski w zapasach z 1984 roku), o śmierci brata dowiedział się na Hawajach, gdzie trenował zawodników na uniwersytecie. On też pracował dla du Ponta, ale w 1989 roku zrezygnował z posady. Bogacz zamarzył sobie, że to u niego będą się wychowywać kolejni mistrzowie olimpijscy, szkoleni przez braci, jednak Schultzowie pokłócili się i ich drogi się rozeszły.
Rozstanie nie przebiegało w spokojnej atmosferze. Du Pont był zły, że Mark nie chce dla niego już dłużej pracować. Groził Markowi, że tego pożałuje. Z decyzji brata również nie był zadowolony Dave, który z kolei wiązał przyszłość z "Foxcatcher". Na posiadłość du Ponta sprowadził żonę i dwójkę dzieci. Bracia pokłócili się i nigdy już nie byli ze sobą tak blisko jak dawniej.
- Miałem tak bardzo dosyć pracy u du Ponta, że chciałem wynieść się za wszelką cenę. Płacił dobrze, ale jego obsesyjnie zaangażowanie we wszystkie dziedziny naszego życia było nie do wytrzymania. On był psychopatycznym fanem Dave'a. Uważał, że miał go na własność. Mój brat uosabiał wszystko, co du Pontowi nigdy w sporcie nie udało się zrealizować - opowiadał Mark Schultz.
Duchy i wysłannicy Hitlera
W 1988 roku zmarła matka du Ponta. Od tego czasu filantrop zaczął zachowywać się dziwnie. Opowiadał, że widzi duchy w ścianie swojego domu. Po wielkiej posiadłości krążył z bronią, bo wydawało mu się, że szpiegują go wysłannicy Hitlera.Był z bratem bardzo związany. Zwłaszcza od momentu, gdy rozwiedli się ich rodzice. Między chłopcami było siedemnaście miesięcy różnicy. - Dave był starszy, chronił mnie przed łobuzami i nauczył, jak używać pięści - opowiadał Mark Schultz.
Opisywał on mordercę jako kogoś, kto zbytnio używał życia. Du Pont ciągle pił, zażywał mnóstwo leków i miał problemy z psychiką. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać, jednak Mark po latach zarzucał sobie, że już wtedy powinien zareagować i nie przyjmować pracy u tego człowieka. A przede wszystkim namówić Dave'a do odejścia z posiadłości bogacza.
Obaj dali się skusić pieniądzom. Mark mieszkał w skromnym mieszkaniu, jego brat z żoną w niewielkim domu. Obaj mieli na koncie m.in. złote medale olimpijskie, ale ten fakt specjalnie nie poprawił ich sytuacji finansowej, bo zapasy były dyscypliną niszową.
Propozycja du Ponta spadła im jak z nieba. Filantrop ugościł ich po królewsku na swojej posiadłości. - Opowiadał, że Ameryka nie doceniła nas tak bardzo jak powinna, ale on to naprawi. Mówił o sobie, że usuwa przeszkody, które inni stawiają nam na drodze - wspominał Mark Schultz. Za wszystko płacił, także za pobyt utalentowanych zawodników, których szkolili obaj bracia.
Na procesie Mark siedział blisko mordercy. - Był tylko kilka metrów ode mnie. Bez problemu pokonałbym niską barierkę i złamałbym mu kark - mówił brat zabitego zapaśnika. Nie zdecydował się na taki krok. - Du Pont przez lata uchodził za osobę nietykalną. Miał pieniądze, wpływy i opinię dobrodusznego filantropa - mówił Mark Schultz.
Prokuratura ustaliła, że Dave po igrzyskach w Atlancie w 1996 roku miał zamiar jednak rozstać się z du Pontem i wyjechać do Stanford, gdzie na uniwersytecie dostał pracę trenera. Du Pont był tym zawiedziony, jednak nie wiedział, jak zatrzymać znanego zapaśnika. Czy to była powodem zbrodni? To tylko poszlaki. Do dzisiaj nie wiadomo, dlaczego mistrz olimpijski został zamordowany.
Krzysztof Gieszczyk
Zobacz wideo: 500 dni jesteśmy mistrzami świata