Zlecił morderstwo kochanki. Brazylijski bramkarz dostał 22 lata więzienia

Ta zbrodnia wstrząsnęła całym krajem. Piłkarz nie chciał płacić alimentów, więc zorganizował porwanie i morderstwo. Kilka lat po przestępstwie żali się w mediach, że na koncie nie ma ani grosza.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
AFP

Do dzisiaj nie jest wiadomo na sto procent, co było powodem zbrodni. Bruno Fernandes de Souza prawdopodobnie nie chciał zgodzić się na testy, które potwierdziłyby, że jest ojcem 4-miesięcznego dziecka. Nalegała na to Eliza Samudio, brazylijska modelka, z którą bramkarz Flamengo miał romans. Piłkarz postanowił rozwiązać sprawę w brutalny sposób - zlecił morderstwo.

Bezpośrednie zadanie pozbycia się dziewczyny dostali dwaj młodzi mężczyźni - kolega Souzy, Luis Henrique Ferreira Romao, a także 17-letni kuzyn bramkarza. To właśnie ten drugi opowiedział o wszystkim policji.

Po morderstwie załamał się i opowiedział, jak bił Samudio pistoletem po głowie. Nie był jednak w stanie wskazać, gdzie znajduje się ciało dziewczyny. Tak policja trafiła najpierw do Romao, a potem do Souzy, który - kiedy wydano za nim list gończy - oddał się w ręce stróżów prawa.

Romans z gwiazdką porno

22-letni de Souza miał przed sobą wielką karierę. Mógł być z siebie dumny - wyrósł w slumsach, doszedł do wielkiego klubu, został kapitanem Flamengo, dostawał powołania do kadry. Przebił się obok dziesiątków tysięcy takich jak on.

W 2006 roku bramkarz wykorzystał szansę i w miejsce kontuzjowanego kolegi wskoczył do pierwszego składu klubu z Rio. Przez kolejne trzy lata obronił piętnaście rzutów karnych, został legendą, pisały o nim wszystkie gazety. De Souza sam zdobył też trzy gole z wolnych. Miał trafić do Milanu lub nawet Barcelony, bo takie plotki się pojawiały.

W życiu prywatnym układało mu się gorzej. Dziennikarze odkryli, że nie tylko zdradza żonę, ale ją bije. Nigdy się z tym nie krył, choć potrafił nakrzyczeć na dziennikarzy, kiedy mu tu wypomnieli. Potem jednak przed kamerami przepraszał małżonkę i żałował za swoje wyskoki. - Mam dwie małe córki. Nie chcę, aby kiedykolwiek ktoś je uderzył - opowiadał. Najgorsze za nim? Nic z tego.

W 2009 roku na jednej z imprez poznał Elizę Samudio, początkującą modelkę i gwiazdkę filmów porno. Zaszła z nim w ciążę, a de Souza próbował wszelkimi sposobami zmusić kobietę, aby poddała się aborcji, jednak bez skutku. W efekcie dostał sądowy zakaz zbliżania się do aktorki, która 10 lutego 2010 roku urodziła chłopczyka.

Rozpoczęła się batalia o ustalenie ojcostwa. Piłkarz zaprzeczał, groził
Samudio śmiercią, nie miał zamiaru płacić na kolejne dziecko. 9 czerwca
umówił się z kochanką pod hotelem. Przy pomocy kuzyna (byłego
policjanta), znajomych, a także m.in. żony, wpakował Samudio do
furgonetki. Dziewczyna została wywieziona niedaleko Belo Horizonte,
gdzie piłkarz miał domek letniskowy, i ślad po niej zaginął.

Makabryczna zbrodnia

Jej rodzina zawiadomiła policję. De Souza był głównym podejrzanym, ale nie przyznawał się do czegokolwiek. Twierdził, że Samudio chciała zniknąć, co pewnie uczyniła. Nikt mu jednak nie wierzył. Piłkarz sądził, że jest poza prawem, ale pod koniec czerwca do jego mieszkania wpadła nieoczekiwanie policja i znalazła tyle dowodów, że od razu trafił za kratki.

W szafie piłkarza odkryła m.in. zakrwawioną koszulę porwanej dziewczyny. Wiadomo było, że Brazylię czeka długi proces sądowy, ale nieoczekiwanie światło dzienne ujrzały zaskakujące szczegóły. Wszystko przez zeznania kuzyna zawodnika.

17-letni Jorge Rosa przyznał, że Samudio po porwaniu była bita i torturowana, a następnie została zamordowana. On sam usłyszał od de Souzy, że jeśli ciało dziewczyny zniknie, to nikt nikomu nic nie udowodni. Rosa poćwiartował więc jej zwłoki, a szczątkami nakarmił swoje psy. Resztki ciała zamurował. Przyznał też, że bramkarz planował zabić małego synka byłej kochanki, ale porzucił go jedynie na ulicy. Policja później znalazła chłopca w jednej z faweli Rio i oddała pod opiekę babci.
Ofiara morderstwa - Eliza Samudio (Fot. AFP) Ofiara morderstwa - Eliza Samudio (Fot. AFP)
Rozpętała się burza. Flamengo zerwało z nim umowę, ale to był dopiero początek kłopotów. Proces trwał trzy lata. Bramkarz cały czas utrzymywał, że nie doszło do żadnego zabójstwa, a on jest niewinny. Jego adwokat, Rui Pimenta, na łamach mediów pytał, dlaczego jego klient jest ciągany po sądach, skoro nie ma dowodu nawet na to, że Samudio nie żyje. Zobacz wideo: polskie cheerleaderki zatańczą w NBA
Czy bramkarz skazany za zabójstwo powinien wrócić do gry?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×